Zamyślenie

Zamyślenie
----

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 9: WE DWOJE

- Jeść będziemy na następnym postoju – uciął krótko Jareth – Spieszmy się. Pełnia już za cztery dni. Jeśli do tej pory nie będę na miejscu i to gotowy do otwarcia przejścia, stracę okazję.
- Nie możesz nas po prostu przenieść, skoro zamieniłeś wodę w herbatę i sprowadziłeś sobie te szmatki? - spytała Sara. Nauczona skautowskim doświadczeniem zasypywała właśnie ognisko piaskiem znad strumyka, podczas gdy Kuratorka zbierała rozłożone wieczorem kamienie alarmowe. Król Goblinów potrząsnął głową przecząco.
- Co innego proste sztuczki, a co innego mocniejsze zaklęcia – wyjaśnił poważnie – Raz, że magiczną falę o takim natężeniu łatwo wykryć, a wtedy by nas znaleziono. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli do tej pory nas nie schwytano, to dlatego że Ellerkon nie może nas namierzyć, a nie, że nie chce. A dwa, będę potrzebować każdej drobiny mocy wyższego rzędu, żeby otworzyć przejście. Nie mogę jej wykorzystywać jej teraz na to, co nie jest koniecznie potrzebne.
Ruszyli w drogę. Jareth z miejsca narzucił ostre tempo, tak jakby nigdy nic mu nie dolegało i jakby nie był świadomy obecności za jego plecami zwykłej śmiertelniczki. Sara zacisnęła zęby i z całych sił starała się dotrzymać mu kroku, nie okazać słabości, nie dać okazji do szydzenia z siebie Była silna. W college'u brała udział w zajęciach sportowych, dwukrotnie startowała w maratonie, nie mogła pozwolić na to, by pokonała ją własna natura. Juno i B.J. zdawali się to rozumieć. Kilka razy czuła dotyk ręki któregoś z nich, przywracający jej siły, gdy już ustawała i była im za to wdzięczna. Mimo to z trudnością wytrzymywała morderczy marsz i nieomal jęknęła z wdzięczności, gdy dotarli wreszcie w miejsce spoczynku – na brzeg następnego strumienia, płynącego u stóp kilku kamienistych wzgórz.
- Jutro znajdziemy się w punkcie przejścia – pocieszył ją Jareth, gdy z trudem zdejmowała adidasy z obolałych nóg – Tam jest moja letnia rezydencja, gdzie spokojnie doczekamy pełni. Chyba że jednak wolisz zawrócić, wtedy się rozstaniemy. Zresztą bez żalu z mojej strony.
- Powieś się, wiesz? - rzuciła ze złością w jego stronę i zwiesiła stopy do wody.
- Tak się do mnie nie mówi. Jestem królem, pamiętasz?
- Więc utnij sobie głowę! Na samoobsługowej gilotynie!
Jareth parsknął serdecznym śmiechem, bioegzorcysta zawtórował mu z rozbawieniem, rozdziawiając usta szeroko jak rechocząca żaba.
- Zdążyłem już zapomnieć, jak bardzo wy, śmiertelnicy, bywacie zabawni.
Juno nie śmiała się. Popatrzyła na ciemniejące niebo i zwróciła się do swego towarzysza:
- My już wracamy. Dalej radźcie sobie sami. Trudno, takie zasady, każdy musi pilnować własnej pracy. Na mnie czeka załoga samolotu, który rozbił się w Andach, a B.J. pewnie ma już dziesiątki zleceń. Jeśli je zawali, straci wiarygodność.
- Rozumiem. Nie bardzo mi się podoba myśl, że mam zostać sam na sam z tym typem, ale rozumiem.- Sara machała stopami w lodowatej wodzie, usiłując przegnać ból i zmęczenie.
- Nie zrobi ci krzywdy. Nie teraz – Beetlejuice poklepał ją po ramieniu – Jesteś jego sprzymierzeńcem. Jeśli chce przechytrzyć Ellerkona, ktoś będzie musiał przekraść się w jego imieniu do Goblin City. Ktoś niewykrywalny dla patrolów węszących za magią. Ma tylko ciebie.
Jakoś nie uspokoiło to Sary. Jeśli pożegnała się z Juno i B.J.'em tak, jakby nie martwiło ją ich odejście, to tylko z powodu swej dumy – nie chciała nic po sobie pokazać. Zdążyła ich polubić i z trudem ukryła łzy. Wydawało się, że oboje to rozumieją, bo ściskając wylewnie jej rękę B.J. powiedział:
- Gdybyś kiedyś potrzebowała towarzystwa prawdziwego zakręconego dziwaka, przystojniaka na randkę, albo żeby kogoś sprzątnąć, to zapamiętaj: trzykrotne powtórzenie wyzwala czar.
- Będę pamiętać.- obiecała mu, kryjąc wzruszenie. Juno również podała dziewczynie rękę i przy okazji wsunęła jej na palec chłodny pierścionek ze srebra.
- Powodzenia. Gdyby już było bardzo źle, złam tę obrączkę, a przyjdę po ciebie.
A potem oboje znikli, tak jakby ich nigdy nie było. Sara wstrząsnęła się, jakby razem z nimi znikła jej pewność siebie.
- Przysuń się do ognia – poradził jej Jareth, który tymczasem zdążył zadbać o ognisko – I włóż buty, bo się przeziębisz.
- Nie twój interes.- Mruknęła, sięgając niechętnie po adidasy. Nie mogła ich jednak włożyć. Jej stopy były pościerane i opuchnięte, bolał nawet lekki dotyk. Nie miała pojęcia, jak będzie jutro iść. Jareth obserwował ją z cynicznym uśmieszkiem.
- Daj – ściągnął długie do łokcia, czarne rękawiczki, z którymi się nie rozstawał – No nie bądź taka strasznie dumna, pomogę ci. Inaczej jutro kroku nie ujdziesz i dopiero będzie ci wstyd.
Sara zacisnęła zęby i pozwoliła mu wziąć swoją obolałą stopę w dłonie. Zaczął delikatnie masować kciukiem podeszwę, a pozostałymi palcami grzbiet. Palce miał długie, smukłe, barwy kości słoniowej, o starannie wypielęgnowanych paznokciach. Ręce artysty, jak kiedyś mawiano. Jego dotyk, mocny mimo atłasowo delikatnej skóry, wlewał w ciało Sary ożywcze prądy. Był jednocześnie kojący i niepokojąco zmysłowy, niemal erotyczny. Powoli ból zniknął, a wtedy Król Goblinów bez pytania sięgnął po drugą stopę dziewczyny. Kiedy skończył, poczuła się jak nowonarodzona, a razem z tym pojawił się głód.
- Poszukam jagód albo co. - powiedziała zakładając wreszcie buty – Nie wiem jak ty, ale ja nie mogę żyć powietrzem.
- Nie ma tu jagód, tylko dzikie jabłka – odpowiedział – Ale strumień jest pełen ryb, poczekaj.
Pochylił się nad wodą i coś szepnął. Po chwili wrócił do ogniska z dwoma wyrośniętymi pstrągami. Sara patrzyła, jak zawija je w liście i wkłada wprost do ognia, przykrywając gałęziami.
- Niedługo będą gotowe.
- Dobry z ciebie traper, jak widać. Również jako masażysta zarobiłbyś niezłe pieniądze.
- Daruj sobie.
Sara usiadła na trawie obok ogniska i czekała, aż ryby się upieką. Głód skręcał jej żołądek coraz bardziej, a pstrągi pachniały smakowicie, dopiekając się w gorącym popiele. Wreszcie nadszedł ten moment, że mogła się do nich dobrać. Jedną z ryb podsunęła Jarethowi, ale ten pokręcił odmownie głową.
- Obie dla ciebie. Nie mogę teraz jeść.
- Dlaczego? - wymamrotała dziewczyna z pełnymi ustami. Pieczone pstrągi smakowały wyśmienicie, choć przydałaby się im odrobina soli.
- Nie bądź za ciekawa. Po prostu nie mogę. Jedz i kładź się spać. Jutro dojdziemy do mojej sekretnej rezydencji, jest dobrze zaopatrzona, więc bez problemu doczekasz wraz ze mną pełni.
- A potem?
- Zobaczymy, co potem. Albo się uda, albo się nie uda.
- Koniecznie musisz być taki tajemniczy?
- Absolutnie koniecznie.
Podciągnął kolana pod brodę i oplótł je rękami. Sara skończyła jeść, umyła ręce w strumieniu i wróciła na swoje miejsce, gdzie ku swemu zadowoleniu odkryła gruby koc. Jareth może nie był typowym rycerzem, ale umiał się znaleźć. Dziewczyna zawinęła się kocem i legła na trawie, podkładając pod głowę zgiętą w łokciu rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz