Zamyślenie

Zamyślenie
----

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 8: MEDALION

Obudziła się zmarznięta na kość, mimo wspaniałomyślnego daru B.J.'a. Ognisko dawno wygasło. Juno drzemała, oparta o pień pobliskiego drzewa. Beetlejuice chrapał demonstracyjnie, zawieszony do góry nogami na jego gałęzi jak przerośnięty nietoperz, skrzyżowawszy ręce na piersi. Dziewczyna usiadła i rozejrzała się. Niedaleko niej Jareth czesał drewnianym grzebieniem mokre po myciu włosy i nucił przy tym cicho jedną ze swych dziwacznych piosenek.

Day after day 
They send my friends away 
To mansions cold and grey 
To the far side of town 
Where the thin men stalk the streets 
While the sane stay underground 

Day after day 
They tell me I can go 
They tell me I can blow 
To the far side of town 
Where it's pointless to be high 
'Cause it's such a long way down 

So I tell them that 
I can fly, I was scream, I will break my arm 
I will do me harm 
Here I stand, foot in hand, talking to my wall 
I'm not quite right at all...am I? 

Don't set me free, I'm as heavy as can be 
Just my librium and me 
And my E.S.T. makes three 

'Cause I'd rather stay here 
With all the madmen 
Than perish with the sadmen roaming free 

And I'd rather play in here 
With all the madmen 
For I'm quite content they're all as sane as me

https://www.youtube.com/watch?v=jb7Xdu7STx8
(David Bowie, płyta "The man who sold the world")

Wyglądał daleko lepiej niż w nocy. Sińce na jego rzeźbionej twarzy już zbladły, rany zdążyły się zamknąć, a ich ciemnokrwista barwa poróżowiała. Goiły się szybko, nieomal w oczach. Znowu przypominał dawnego, aroganckiego Króla Goblinów, którego kiedyś poznała. Którego pokonała i zdeptała. Kolejny raz poczuła złośliwą satysfakcję, uczucie dość dla niej nowe, ale nieoczekiwanie miłe.
- Widzę, że już ci lepiej.- powiedziała. Przykucnęła obok tego, co wczoraj było ogniskiem, rozgarnęła popiół i zaczęła dmuchać ostrożnie w ledwo tlący się żar.
- Zostaw – powstrzymał ją – Tak to potrwa wieki.
Strzelił palcami i ognisko rozgorzało jasnym płomieniem, a obok pojawił się nieduży metalowy garnek z dziobkiem. Sara wyciągnęła zgrabiałe ręce ku źródłu ciepła i przez chwilę grzała je, póki nie poczuła się lepiej. Dopiero potem wzięła naczynie i poszła obmyć twarz w strumieniu. Miała straszną ochotę zrzucić przepocone ciuchy i wykąpać się, ale po pierwsze, na pewno przypłaciłaby to przeziębieniem, a po drugie, nie chciała żeby Jareth ją podglądał. Mógłby to łatwo zrobić, sam nie będąc widzianym.
- Teraz mnie nie cierpi – myślała, starając się umyć ciało pod pachami, nie zdejmując przy tym tuniki – Dałabym jednak głowę, że nadal mu się podobam. Tylko że on się do tego nie przyzna.
Wróciwszy do ogniska zobaczyła, że Jareth zdążył już wyczarować dla siebie – a może ściągnąć skądś przy pomocy magii – nowe ubranie, czyste i nienaruszone. Zapinał właśnie wpuszczoną w obcisłe spodnie bluzę o kroju przywodzącym na myśl epokę muszkieterów. Jego czupryna wysychała w promieniach wschodzącego słońca, mieniąc się srebrem i bladym złotem.
- Jak to możliwe, że w Podziemiu widać słońce? - spytała Sara. Zawiesiła nad ogniem garnuszek z wodą. Nic innego nie było, musiała wystarczyć jako poranny napój.
- To tylko odbicie nieba Naziemia – odparł – Dlatego widać słońce, księżyc i gwiazdy w ich czasie nieomal rzeczywistym. Za pomocą elementarnej magii można wiele osiągnąć.
- A jak przyspieszasz czas?
- To znowu magia innego rodzaju – Jareth poruszył dłonią – Teraz będzie smaczniejsza.
Sara zajrzała do garnuszka i przekonała się, że woda nabrała ciemnego koloru. W dodatku pachniała teraz herbatą. Za jej plecami Juno ziewnęła i przeciągnęła się.
- Cholera, niech to szlag, wszystkie kości mnie bolą – stęknęła wstając – Takie biwakowanie to nie na moje lata. I co ja tu robię?
Skrzywiona podeszła do ogniska i nalała sobie herbaty do kubka ze zwiniętej kory brzozowej. Nie zdziwiło ją nagłe pojawienie się naczynia ani to, że nie zawierało zwykłej wody, a nawet jeśli, to nie zamierzała tego zgłębiać. Zakrztusiła się dopiero, gdy usłyszała huk i trzask. Beetlejuice zleciał z drzewa, łamiąc w drzazgi rosnący pod nim krzak ligustru.
- Kto ugości bioegzorcystę jadłem i napojem? - spytał skrzekliwie i wesoło. Juno podała mu drugi prowizoryczny kubek.
- Żarcia nie mamy, ale napić się możesz.
B.J. pociągnął ostrym nosem i skrzywił się.
- Herbata? Bez urazy, ale wolałbym już ocet, byle miał procenty.
Wziął od Sary swą marynarkę i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni piersiówkę. Pociągnął z niej zdrowy łyk.
- To jest dopiero napój godny mężczyzny – westchnął z zadowoleniem – Ktoś sobie życzy? Juno? Saro? Jareth?
Król Goblinów wziął od niego flaszkę i napił się. Otarł usta rękawem bluzy.
- Musimy iść tam – powiedział, wskazując kierunek – To jedyny w moim królestwie punkt, w którym podczas pełni mogę otworzyć przejście w dalsze podziemia.
- A gdzie ty się wybierasz? – spytała Sara z niepokojem – Myślałam, że chcesz odbić swój zamek z rąk Ellerkona i tej jego bandy.
Popatrzył na nią z głębokim politowaniem.
- Gdybym miał dość mocy, by w pojedynkę odbić zamek i miasto z rąk Władcy Olch, nie dałbym się również zamknąć we własnym lochu. Potrzebuję wsparcia.
- Zaraz, zaraz – zaniepokoiła się Juno – Dokąd ty chcesz zabrać to dziecko? Z kim zamierzasz zawrzeć sojusz?
- To moja sprawa. A co do Sary, może ze mną iść lub zawrócić. Ja jej tu nie prosiłem.
Juno uciszyła gestem Sarę, szykującą się już do ciętej riposty.
- Dobrze wiesz, że jej obecność może okazać się kluczowa. Toby jest bystrym chłopcem. Nie przysłałby ci swej siostry, gdyby nie wiedział czegoś istotnego.
- Nie mów o tym.
- Muszę. Ona powinna wiedzieć. Saro – Kuratorka zwróciła się do dziewczyny – Jeśli Jareth zostanie zabity, musisz zanieść Toby'emu jego naszyjnik.
Sara spojrzała na medalion w kształcie odwróconego sierpa, z którym Król Goblinów nigdy się nie rozstawał.
- Dlaczego? - spytała.
- To nie tylko insygnium władzy. Jeśli dasz go twemu bratu, będzie mógł przeniknąć do Podziemia i żyć tutaj. Zyska też ochronę jako małoletni następca tronu, słowem nikt nie będzie mógł go tknąć, póki nie ukończy dwudziestu jeden lat. A do tej pory wyuczy się magii tak, że zawstydzi nas wszystkich. Rozumiesz? Zniknie z twego świata, ale nie umrze.
- Chciałem powiedzieć jej sam, gdy znajdę właściwy moment.- mruknął Jareth ze złością.
- Akurat ty byś szukał właściwych momentów. Już to cholera widzę. Boisz się prawdy bardziej niż diabeł święconej wody.
Juno wypiła swą herbatę do dna.
- Odprowadzimy was jeszcze do tamtych wzgórz – powiedziała – Potem oboje musimy wracać. Mamy własne obowiązki.
- Racja, moja sekretarka jest już pewnie zawalona podaniami – zgodził się z nią Beetlejujce – Nie macie nawet pojęcia, ilu ludzi aż się prosi o dobrą nauczkę. Nie jesteś głodna, Saro? Mogę upolować jeszcze jedną kurę, ale uprzedzam, że będę musiał ukręcić jej łeb. No chyba nie chcesz, żeby gdakała na ruszcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz