Zamyślenie

Zamyślenie
----

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 7: UCZUCIA

Sara patrzyła na rozgrywającą się scenę z rozbawieniem, które jednak zaraz znikło, gdy tylko Juno zdjęła z Jaretha zesztywniałe od krwi resztki bluzy. Gdy tak siedział w samych spodniach, obcisłych jak rękawiczka, wydawał się nagi, ale nie było w tym nic podniecającego. Nie w tej chwili. Widok ran pokrywających szyję, ramiona, kark i klatkę piersiową był makabryczny.
- Kto cię tak urządził? - spytała, podczas gdy Kuratorka, wciąż z papierosem zwisającym z ust, przemywała rany Króla Goblinów za pomocą waty polanej wodą utlenioną.
- Strzygi, a kto by? - odpowiedział B.J., jako że Jareth milczał uparcie – Ellerkon trzyma je na krótkiej smyczy, ale wie kiedy spuścić. To jego sposób na dodatkowe torturowanie i upokarzanie więźniów. No i odbiera siły, a to też ważne. Gdyby wieczorem nie osłabił Jaretha, ten by mu do rana umknął z lochu.
- To jak wampiry.
- Nie, nie jak one. Wampiry są inteligentne i w sumie dość delikatne, a zęby strzyg zostawiają szarpane rany, łatwo ulegające zakażeniu – powiedziała Juno, nie przerywając pracy – To bardzo brutalne istoty, dla których równie ważna jest krew jak i ból zadany ofierze. Hm, tylko że to mi wcale nie mówi nic o tym, jak to się stało, że Ellerkon zdołał uwięzić Króla Goblinów. To nie to samo, co splunąć. No? Powiesz, co się stało?
- Zdradzono mnie.- odparł Jareth krótko, nie wdając się w szczegóły.
- A czego Ellerkon w ogóle od ciebie chciał? Sądząc z liczby tych ukąszeń i z... pozostałych śladów, długo starał się coś z ciebie wyciągnąć.
- Nie twoja sprawa. Rób co musisz i daj mi spokój. Jestem tu z tobą najwyżej pół godziny, a już mam cię dość na długo. Od twego ględzenia nawet martwi dostają migreny.
- Mam nadzieję. W końcu jestem ich kuratorką, przynajmniej części z nich.- Widać było, że niełatwo wyprowadzić Juno z równowagi. Skończywszy dezynfekcję wyjęła z apteczki bandaż.
- Teraz wstań.
Jareth podniósł się z wysiłkiem i stanął na wyprostowanych nogach.
- Zaciśnij bandaż najmocniej jak możesz – rzucił szorstko – Nie jestem pewny, ale mogli połamać mi żebra. Nie, właściwie to jestem pewny.
- Nie ucz mądrzejszych od siebie.Stój spokojnie i zrób pełen wydech.
Kuratorka szybko, fachowo obandażowała klatkę piersiową swego „pacjenta” i jego ramiona, a potem – już dużo delikatniej - owinęła jego szyję. Na zakończenie przemyła sińce i zadrapania na twarzy Króla. Odgarnąwszy zlepione krwią włosy obejrzała jego uszy, czy nie ucierpiały („Rzeczywiście są spiczaste jak u elfa.” pomyślała Sara „Ładne. Wcześniej ich nie widziałam przez te nastroszone kłaki.”)
- Możesz usiąść. Przydałaby ci się jeszcze kąpiel i zmiana odzieży, ale tym na razie nie możemy Waszej Wysokości służyć.
- Obejdzie się. Sam sobie poradzę, niech tylko odzyskam siły.
I to wszystko, Nie zdobył się nawet na zwykłe „Dziękuję.” Może było to poniżej jego godności? Sara pokręciła głową.
- Mam nadzieję, że będzie to szybko, bo strach na ciebie patrzeć. - powiedziała, dorzucając do ogniska kilka suchych gałęzi. Jareth spojrzał na nią zimno.
- Sama przejrzyj się w lustrze – odciął się – Podróż przez Piaski Czasu nie wpływa dodatnio na niczyją urodę.
Jego głos był nieprzyjemnie kłujący, suchy, niemal obraźliwy. Sara poczuła, że bardzo jej się to nie podoba.
- Szybko wracasz do dawnej arogancji. Zapomniałeś już, w jakim jesteś położeniu?
Wzruszył ramionami.
- Wychodziłem z gorszych tarapatów, i to bez pomocy przemądrzałych smarkul.
To już brzmiało zupełnie inaczej niż oczekiwała. Nie zależało jej na uczuciach Jaretha, ale sama myśl, że wzbudziła miłość tego najniegodziwszego z niegodziwych, mile łechtała jej ego.
- Kiedyś mówiłeś mi zupełnie inne słowa.
- To było kiedyś. – warknął krótko.
- Myślałam, że mnie kochasz.
- Za co miałbym cię kochać? Ośmieszyłaś mnie, zdeptałaś moją dumę, wydarłaś zdobycz. Przez ciebie straciłem dobrą opinię i respekt u poddanych. Moje imię zostało zhańbione. Jestem teraz pośmiewiskiem wśród innych takich jak ja. Jeśli w ogóle zasługujesz na jakieś uczucia z mojej strony, to na pewno nie na takie, o którym mówisz. Powinnaś być zadowolona, że nie wywarłem na tobie pomsty jak należało.
- Właściwie dlaczego tego nie zrobiłeś? - spytał Beetlejuice. Wziął swój ruszcik, odchylił głowę do tyłu jak połykacz mieczy, włożył pręt z kawałkami mięsa do gardła i wyciągnął już pusty.
- Nie mogłem. Zależy mi przecież na zaufaniu Toby'ego, a to jego siostra. Jeśliby się kiedyś dowiedział, że ją skrzywdziłem, jak bym mu to wytłumaczył? Ale przysięgam, że ręce diabelnie mnie świerzbiały, póki się trochę nie uspokoiłem i nabrałem dystansu.
Sara milczała przez chwilę. Słowa Jaretha nie były dla niej miłe, tym bardziej ton jego głosu, w którym dźwięczała pogarda i chłodna nienawiść. Urażało to boleśnie jej miłość własną, niezależnie od tego, co sama myślała o Królu Goblinów.
- Nie sądź czasem, że ja tu jestem bo nie mogłam bez ciebie żyć! – odpysknęła ostro – Gdyby nie Toby, na pewno nie obeszłoby mnie, co się z tobą dzieje. Niechby cię te strzygi nawet zjadły żywcem, nie ruszyłabym palcem w twojej obronie.
Jareth skinął głową z niespodziewanym spokojem.
- No więc to sobie już wyjaśniliśmy – rzekł z pobrzmiewającą w głosie nutą dawnego sarkazmu - Mamy sytuację, określaną jako paradoks rozbitków.
- Hę?
- Wyobraź sobie dwóch rozbitków na bezludnej wyspie. Mogą się nienawidzić ile wlezie, ale tylko współpraca da im szansę na przeżycie. Z nami jest teraz podobnie.
Juno przegarnęła głownie w ognisku.
- Dość tych flirtów, moje gołąbki.- rzekła ironicznie - Teraz wszyscy idziemy spać. Sara jest zmęczona, a i nam przyda się trochę snu. Rozłożę kamienie alarmowe i możemy się kłaść.
- Gdzie? - Spytała Sara gapowato. Juno spojrzała na nią jak na głupią.
- Tu gdzie jesteśmy, a gdzież by. W promieniu wielu mil nie ma żadnego hotelu dla jaśnie pani.
Zdecydowanie sarkazm Kuratorki nie ustępował sarkazmowi Jaretha, ale miała rację. Sara ledwie utrzymywała oczy otwarte. Położyła się na trawie, podkładając rękę pod głowę. Beetlejuice ściągnął marynarkę i okrył ją. Wymamrotała słowo wdzięczności i zasnęła nieomal natychmiast.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz