Zamyślenie

Zamyślenie
----

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 4: GRANICA

- Co za okropne miejsce.- powiedziała ze wstrętem.
- To akurat drobiazg, kochaniutka - zaskrzeczał Beetlejuice - Najgorsze jest to, co pod piaskiem. Lepiej się pospieszmy.
Machnął ręką i pod stopami Sary rozwinęła się wąska wstęga ciemnoczerwonego dywanu, którego koniec ginął gdzieś w oddali.
- Nie schodź na piasek, moja śliczna. W ogóle go nie dotykaj. A gdyby pojawił się jakiś robal, nie zacznij czasem uciekać. Póki będziesz miała stopy na chodniku, jesteś bezpieczna.
- Jaki robal? - zaniepokoiła się Sara. Zaczęła ostrożnie iść. Chodnik był tak wąski, że musiała bardzo uważać, żeby nie zboczyć na zdradliwe piaski.
Jej przewodnik wskazał ręką na rosnącą w pobliżu wydmę, niczym nadymający się bąbel z piachu. Po chwili wystrzelił z niego wijący się kształt, przypominający gigantyczną dżdżownicę. Ogromny pysk znalazł się tuż nad Sarą. Dziewczyna omal nie zeskoczyła z dywanu widząc, jak z otwartej paszczy wysuwa się druga, daleko mniejsza, ale uzbrojona w dwa rzędy ostrych jak brzytwa zębów. W ostatniej chwili Beetlejuice chwycił ją pazurzastą łapą za ramię.
- Co ja ci powiedziałem?
Robal przeskoczył płynnym ruchem nad ich głowami i zniknął w piasku po drugiej stronie, zanurzając się w nim jakby to była woda.
- Co to za paskuda?
- Mówiłem, robal. Konkretnie piachorobal. Lubi młode ciałka prawie tak samo, jak ja.
Beetlejuice roześmiał się, jakby to był dobry żart. Dziewczyna wcale nie uważała, aby to było śmieszne. Gorące i suche powietrze pustyni dusiło ją, w gardle drapały drobiny kurzu i miała do tego wrażenie, że jej skóra wysycha w przyspieszonym tempie na pergamin. Szczęśliwie droga nie trwała zbyt długo. Czerwony chodnik kończył się przed ścianą mgły - a na jego końcu stała starsza, krępa kobieta w żółtobrązowej garsonce i z papierosem w ustach. Na jej widok Beetlejuice zatrzymał się gwałtownie i w wyraźny sposób zmalał.
- Oooo, cześć, Juno.- pisnął na wysokiej nucie. Kobieta wyjęła papierosa z ust i zmierzyła bioegzorcystę surowym spojrzeniem.
- Co ty wyprawiasz? - spytała ostro - Znowu chcesz zostać zesłany?
- Raczej nie, szefowo... Zostałem poproszony o zaprowadzenie tej czarującej damy do Królestwa Goblinów. No przecież nie mogłem odmówić młodemu księciu, prawda?
- Co to za osoba? - spytała Sara marszcząc czoło.
- Kuratorka z Biura Umarłych - odparł Beetlejuice ponuro
- Prawdą jest, ze sprowadziłeś żywego na pustynię Piasków Czasu.- Juno strzepnęła popiół z papierosa i spojrzała na Sarę - Co ci przyszło do głowy, dziewczyno?
Sara jąkając się opowiedziała jej cała historię. Kobieta słuchała, kiwając głową, aż wreszcie orzekła:
- Tak to co innego. Skoro w grę wchodzi życie śmiertelnika, mój były asystent miał prawo nagiąć zasady.
Rzuciła niedopałek i przydeptała go obcasem.
- Chodźcie - rzuciła, odwracając się - Potowarzyszę wam. Przypilnuję tego gagatka, żeby nie narobił kramu, bo jego wystarczy spuścić z oczu, żeby było jakieś nieszczęście.
Sara - nie bez obawy - poszła za przykładem Starszej damy i zeskoczyła z chodnika prosto w mgłę.
Po drugiej stronie szarej ściany rozpościerał się widok, który już znała - pełna posępnego uroku Kraina Goblinów. Rozejrzała się. W którą stronę powinna iść? Przedtem Jareth zostawił ją pod murami swego Labiryntu, teraz znajdowała się w miejscu, którego wtedy nie widziała, przypominającym sawannę.
- W którą stronę mam się udać? - spytała bezradnie.
- Najpierw musimy dojść do lasu - odparła Juno, wskazując papierosem na odległą linię drzew - Nie martw się, poprowadzimy cię.
- Jak rasowe psy przewodniki.- Beetlejuice zmienił się nagle w pasiastego jak zebra, kudłatego wilczura i zaczął łasić się do Sary.
- Paszoł ty won! - odegnała go Juno - Żadnych macanek ani łapanek, bo pożałujesz.



-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz