Zamyślenie

Zamyślenie
----

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 15: DROGA KU PRZEZNACZENIU

- Zamknął mnie, żeby strzygi mnie nie znalazły.I zostawił medalion, żebym mogła oddać go Toby'emu.
- Kim jest Toby?
- To mój brat. I następca tronu.
- Aha, rozumiem.
Umysł Sary pracował teraz z niezwykłą szybkością. Mogła zabrać medalion i wrócić. Właściwie chciała to zrobić, coś jednak jej szeptało, że jeśli tak postąpi, to już nigdy nie zdoła spojrzeć w lustro bez wstrętu. Zwróciła wzrok na młodziutkiego elfa, wyraźnie i z pełnym zaufaniem oczekującego jej poleceń.
- Mówiłeś, że są tu inne elfy i ludzie – zaczęła – Czy dałoby się zrobić z nich armię?
- Ach, milady – westchnął Ivor – Nie wydaje mi się. Jest wśród nich za mało wojowników. Strzygi połknęłyby ich na jeden kęs. Mógłbym sprowadzić załogi wysuniętych posterunków, ale po pierwsze trwałoby to za długo, a po drugie chyba by mnie nie usłuchały.
Zaklęła rozpaczliwie.
- Wiesz chociaż, jak wezwać bioegzorcystę o imieniu Beetlejuice?
- Tak, to łatwe.
- Pokaż mi więc drogę do Goblin City, odczekaj parę godzin i wezwij go. Poproś, żeby oddał medalion mojemu bratu.
- A pani?
- Powiedziałam, pokaż mi drogę.
- To nie jest skomplikowane – Ivor przeszedł przez zrujnowany hall i otworzył położone dalej drzwi – Tą drogą cały czas prosto. Przed pełnią będzie pani w Goblin City. Niestety nie mamy tu koni, musiałaby pani iść pieszo.
- A więc pójdę. - Sara oblizała nerwowo usta.
Elf popatrzył na nią przenikliwie.
- Nie kocha pani Króla – stwierdził smutno – Nie może też pani mu pomóc. Jego los jest już przesądzony. Po co pani w ogóle chce tam iść?
- Jestem głupia, to wszystko.
Ivor otworzył zamaskowany schowek w ścianie i coś z niego wyjął.
- Proszę to włożyć – podał Sarze brązowy, lekki płaszcz z kapturem – To tak zwana goblinia peleryna.
- Gobliny takie noszą? - uśmiechnęła się blado.
- Nie. Po prostu jak pani ją włoży, każdy patrząc na panią będzie widział goblinkę. To pomoże pani wmieszać się w tłum. I coś jeszcze, proszę zaczekać.
Zniknął w dalszej części rezydencji i wrócił po chwili, niosąc niewielką fiolkę z purpurowym płynem.
- Środek nasenny – wyjaśnił – Działa też na strzygi. Jeśli doda pani kilka kropli tego do beczki wody lub wina, będzie pani mogła uśpić cały regiment.
- Jak niby mam to zrobić?
- Nie wiem. Może będzie okazja, a może nie. Na wszelki wypadek proszę wziąć.
Sara włożyła fiolkę do kieszeni i ruszyła do drzwi.
- Proszę pamiętać, cały czas prosto! - zawołał za nią Ivor – Przy drodze rosną rajskie jabłka... nie takie, jak w Naziemiu, tylko miejscowe. Eliminują zmęczenie, głód i pragnienie, ale proszę ich za wiele nie zjeść, bo się pani pochoruje!

Maszerując kamienistą drogą cały czas zastanawiała się, jaka diabelska mucha ukąsiła ją i zaraziła szaleństwem. Przeklinała swoją głupotę najgorszymi słowami, jakie mogła sobie przypomnieć – ale szła. Od czasu do czasu zrywała jedno z rajskich jabłek i zjadała. Rzeczywiście tonizowały, dodawały sił, usuwały zmęczenie. Czasem odpoczywała też trochę na poboczu. Nie chciała obetrzeć sobie nóg, skoro nie miał kto ich wymasować. Chwilami odczuwała jakąś gniewną troskę o Jaretha, Wolała nie wyobrażać sobie, co teraz robi z nim Ellerkon. Chociaż widziała go tylko we śnie, nie miała cienia wątpliwości, że to bezlitosny sadysta, a już raz miała okazję zobaczyć, jak potrafi urządzić swoją ofiarę. Nie chciała, żeby Jareth cierpiał. Nie życzyła tego nikomu, nawet jemu, przeklętemu draniowi o atłasowej skórze i magnetycznym głosie. Chwilami wracało do niej wspomnienie nocy i czuła, jak się czerwieni. Nie żeby żałowała. Na samą myśl o przeżytej przyjemności miała ochotę się uśmiechnąć. Sukinkot piekielnie dobrze wie, co robić w łóżku, nie można mu tego odmówić. Zastanawiała się, czy po objęciach Jaretha będą jej smakować czyjekolwiek inne i dochodziła do wniosku, że... niełatwo będzie. Aż sama była na siebie zła.
Dotarła do Goblin City po zmroku drugiego dnia. Miasto wyglądało na nietknięte, ale wszędzie włóczyły się patrole strzyg, a mieszkańcy kryli się lękliwie po domach. Wyjątkiem była grupa kilkunaściorga goblinów, koczujących pod murem zamku i pilnowanych przez strzygi. Sara przystanęła przechodząc, a wtedy wysoka strzyga w mundurze podoficera chwyciła ją za ramię i pchnęła do grupy.
- Dołącz do nich, niewolnico. - warknęła. Sara wystraszyła się w pierwszej chwili, ale potem przypomniała sobie o właściwościach swej peleryny i garbiąc się, posłusznie usiadła między dość potężnie zbudowanym goblinem o psiej głowie a dwiema niskimi goblinkami przypominającymi małpki w sukienkach.
Z zamkowej wierzy nadpłynął cichy dźwięk strun, który po chwili wzmocnił się i przerodził w melodię. Wtórował jej głos Króla Goblinów, śpiewającego jedną ze swych pieśni. Niosła się nad miastem, wypełniając swym magicznym dźwiękiem każdy zakątek. Nawet strzygi uniosły głowy, nasłuchując, a twarze goblinów przybrały wyraz uwielbienia i żałości.
Sara oparła się mocniej o mur i słuchała. Jareth śpiewał z widocznym wysiłkiem, z trudem dostrajając dźwięki niewidocznej harfy wtórujące jego słowom, ale nie ustawał. Wsłuchane gobliny milczały, chłonąc łapczywie każdy dźwięk. W tych nutach był cały on, cały Jareth. Musiał śpiewać. Cała jego magia oparta była na muzyce, bez niej byłby martwy.

Love me, love me, love me, say you do
Let me fly away with you
For my love is like the wind, and wild is the wind
Wild is the wind
Give me more than one caress,
satisfy this hungriness
Let the wind blow through your heart
For wild is the wind,
wild is the wind

You touch me, 
I hear the sound of mandolins
You kiss me
With your kiss my life begins
You're spring to me, all things to me
Don't you know, you're life itself!

Like the leaf clings to the tree,
Oh, my darling, cling to me
For we're like creatures of the wind,
and wild is the wind
Wild is the wind
*
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=7cSAKlu0OlU
*(David Bowie, płyta "Station to station")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz