Zamyślenie

Zamyślenie
----

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 3. PRZEWODNIK

Drżący głosik brata wstrząsnął Sarą, ale nagłe pojawienie się w pokoju dziwacznej postaci sprawiło, ze krzyknęła. Irene musiała spać naprawdę mocno, skoro jej to nie zbudziło.
Nowoprzybyły był niewysoki, niższy od Sary. Jego garnitur w białe i czarne pionowe pasy wyglądał jak strój klauna, biała twarz z czarnymi plamami wokół oczu sprawiała upiorne wrażenie, ale najgorsze były włosy. Sterczały na wszystkie strony, przypominając czarne węże, a przyjrzawszy się im dziewczyna stwierdziła, że faktycznie są to wijące się gady! Odskoczyła w tył.
- No i jestem, cieszycie się?! - zawołał piskliwie potworek - Oo, piękna dziewczyna... pozwoli panienka, że się przedstawię: Beetlejuice. Proszę mi mówić B.J.
Przysunął się do Sary, lubieżnie oblizując usta ostrym jak nóż językiem.
- Zostaw moją siostrę - zażądał Toby - Nigdy jej nie dotykaj.
Beetlejuice spojrzał na dziecko i ku zdziwieniu Sary zaprzestał swych podchodów.
- Jak sobie książę życzy, ale w takim razie, po co tu jestem?
Jego szyja wydłużyła się nagle, sięgając aż pod sufit. Potem wygięła się i znajdująca się na jej końcu głowa zjechała niżej.
- Kogo mam wygnać?
- Nikogo.
- Nie rozumiem. Wzywasz bioegzorcystę, ale nie mówisz mu, co ma robić? A na dodatek odmawiasz zapłaty? - Potworna głowa zwróciła się ponownie w stronę Sary i zrobiła kilka nieprzyzwoitych grymasów.- Jeśli chodzi o ciebie, moja droga, to przyjmę każde zadanie.
- Nie powiedziałem, że nie zarobisz - Toby opadł z powrotem na poduszkę, wyraźnie wyczerpany - Dostaniesz zapłatę, tylko nie od razu. Porozmawiamy o tym później. Na razie chcę, żebyś pomógł mojej siostrze przejść przez Piaski Czasu do Królestwa Goblinów.
Beetlejuice zagwizdał na wysokich tonach.
- Mam zabrać żywego człowieka na Pustynię Umarłych? Wiesz, jakie to nielegalne? Jak można za coś takiego beknąć? Na mój zadek, dobry powód by to zrobić.
Skrócił szyję do normalnych rozmiarów, za to zdjął głowę z karku i zaczął podrzucać ją jak piłkę, nie przestając mówić:
- Zrobię to gratis, dla samej uciechy. A mogę wiedzieć, po co piękna dama chce iść do Królestwa Goblinów? Ma randkę z Jarethem?
- Znasz go? - wyrwało się Sarze. Beetlejuice zaśmiał się.
- Kto go nie zna? Jest sławny nawet w Krainie Umarłych.
- Nie chodzi o randkę... B.J. Jareth jest w niebezpieczeństwie, a ja mam mu pomóc, bo inaczej mój brat umrze. Chyba że to nieprawda.
Bioegzorcysta pokiwał trzymaną w dłoni głową, nadal odłączoną od reszty ciała.
- Król i młody książę zawsze są połączeni,aż do okresu dojrzewania. To uniwersalne prawo. Przykro mi, ale jeśli Jareth wykituje, naprawde zabierze twego braciszka ze sobą.
- Nie wiedziałam dotąd, że on w ogóle może umrzeć.
- Śmierć to władca absolutny, ślicznotko. Nikt jej nie ucieknie, jedyne pytanie brzmi, kiedy się na nią natknie.
Nasadził wreszcie głowę na kark.
- Jeśli mamy iść, to chodźmy. Nie ma na co czekać.
Sara pochyliła się i ucałowała brata. Nie chciała go zostawiać, ale miała tylko jedną alternatywę - iść, albo siedzieć tu i patrzeć, jak chłopiec umiera. Jeśli więź była tak silna... Jareth mógł pewnie wiele wytrzymać, ale nie tak małe dziecko.
- Idźmy. - powiedziała, prostując się. Beetlejuice strzelił palcami i niespodziewanie dziecięcy pokój znikł.
Sara stała na brzegu ogromnej, pokrytej wydmami, żółtej pustyni pod zwieszającym się nisko, burym niebem.

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 2: WIĘŹ

Sara poczuła, że oblewa ja zimny pot. Jak to możliwe? Nigdy nie wspominała Toby'emu o tym, co zdarzyło się gdy miał ledwie rok, Skąd on...? Chciała coś powiedzieć, cokolwiek. Ale chłopczyk patrzył na nią tak oskarżycielsko....
- Bardzo go skrzywdziłaś, siostro.
- Ja? Jego? - Sara odzyskała wreszcie głos - Co ty opowiadasz? Skąd w ogóle wiesz o Jaretcie?
Toby ponownie przymknął oczy.
- Ja wszystko pamiętam - wyszeptał - A on odwiedzał mnie przez te wszystkie lata.
- CO?!
- Zakradał się tu w nocy i śpiewał mi do snu. A teraz grozi mu wielkie niebezpieczeństwo.
- Zaraz, zaraz - dziewczyna przetarła gwałtownie twarz dłońmi - Nawet jeśli to wszystko prawda, to niby dlaczego miałabym się nim przejmować? Porwał cię, próbował mnie zabić nasyłając na mnie czyszczarkę korytarzy, podrzucił mi zatrutą brzoskwinię... Musiałabym upaść na głowę, żeby przejmować się jego losem. Nawet jeśli rzeczywiście ma obsesję na moim punkcie, jak twierdzisz, mnie to nic nie obchodzi.
Chwilę oddychała głęboko, usiłując się uspokoić.
- Jest w niewoli? - spytała wreszcie. Toby przytaknął.- No to się doigrał i ma to, na co zasłużył.
Usiadła znowu, próbując się uspokoić. Chłopczyk westchnął.
- Jeśli Jareth umrze, to ja też...
- Co ty mówisz? - przeraziła się.
- Nasze losy połączyły się na zawsze tego dnia, gdy zażądałaś żeby mnie zabrał.
- Toby...
- Nie mam ci tego za złe, siostrzyczko. Naprawdę. Każdy czasem powie coś, czego tak naprawdę wcale nie myśli. Chodzi o to, że zostaliśmy połączeni, ja i Jareth, i jeśli on umrze, moje serce też przestanie bić.
Sara poczuła, że włosy na karku jeżą się jej pod wpływem tych słów, wypowiedzianych z niezachwiana pewnością. Czuła, że Toby mówi prawdę i w bezsilnej złości przeklęła Króla Goblinów za wszystkie kłopoty, które jej sprawił. Były one zresztą niczym, jeśli w grę wchodziło zdrowie i życie ukochanego braciszka.
- Co mam zrobić, żeby ci pomóc?
- To nie mnie musisz pomóc, a Jarethowi.
- Jak?
- Znajdziesz sposób. Jesteś mądra i odważna,
- Ależ, Toby - dziewczyna poczuła, że zbiera się jej na płacz - Ja nawet nie wiem, jak dostać się do Podziemia. Zeszłym razem zabrał mnie tam Jareth... Ja nie umiem czarować.
Chłopiec zebrał wszystkie siły i usiadł.Jego wyczerpane gorączką, wątłe ciałko dygotało, gdy wskazywał palcem na półkę z zabawkami.
- Tam leży kryształ. Daj mi go.
Sara wstała i podeszła do półki. Między pluszowym misiem a figurką Transformera leżała lśniąca wszystkimi barwami tęczy kula wielkości średniego jabłka. Ujęła ją i zważyła w dłoni. Znała podobne. Król Goblinów używał ich do swych czarów i gdyby do tej pory nie wierzyła w słowa brata, teraz by się to zmieniło. Podała kulę chłopcu. Podniósł ją do oczu i obrócił lekko.
- Tak, teraz jest właściwy czas - powiedział. Zebrał wszystkie siły i nagle wykrzyknął - Beetlejuice! Beetlejuice! Beetlejuice!

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 1. FLASHBACK

Sara nie widziała swej macochy od trzech miesięcy. Zdziwiła się, jak bardzo może postarzeć się kobieta w średnim wieku przez zaledwie kilkanaście tygodni - Irene wyglądała jak wiedźma. Jej pierwsze słowa wyjaśniły zresztą wszystko.
- Wybacz, że po ciebie zadzwoniłam o tej porze - powiedziała - Nie wytrzymałabym po prostu kolejnej takiej nocy. Muszę się przespać choć parę godzin.
- A co się stało?
- Toby jest chory. Od tygodnia gorączkuje, szczególnie nocami i jest wtedy bardzo niespokojny. Twój ojciec jest w podróży służbowej, a ja już upadam na nos.
Słowa macochy zaniepokoiły Sarę.
- Co mówił lekarz?
Irene westchnęła.
- Niewiele. Widzisz, niedawno Toby'ego ugryzło jakieś zwierzę. nie wiem jakie, on twierdzi uparcie, ze nic nie pamięta. Dostał szczepionkę przeciw wściekliźnie, pewnie to reakcja poszczepienna. Doktor Owens kazała dać mu aspirynę i nie przejmować się. Łatwo mówić.
Przeciągnęła ręką po czole.
- Posiedzisz przy nim, Saro? On bardzo cię kocha, wiesz....
- Wiem.
Macocha nie musiała jej tego mówić. Toby uwielbiał starszą siostrę i płakał całymi dniami, gdy wyprowadziła się z domu. Spędzała z nim każdy weekend, zabierała do Disneylandu i do kina, ale jemu wciąż było mało.
- Oczywiście że posiedzę przy nim. Idź spać.
- Dziękuję ci, Saro. jesteś aniołem. Nie wiem, co ja bym zrobiła bez ciebie.
Młoda dziewczyna weszła na górę, do pokoju brata, oświetlonego słabiutkim blaskiem "magicznej lampy". W gęstej oliwie wypełniającej wnętrze szklanej bańki wirowały drobiny brokatu, podświetlone od spodu kilkoma diodami. Toby bał się ciemności, więc lampki nigdy nie gaszono.
Rozgorączkowany pięcioletni chłopczyk leżał w łóżeczku, rzucając niespokojnie głową przez sen i mamrocząc coś po cichu. Sara usiadła przy nim i zapatrzyła się na braciszka.Rzeczywiście wyglądał na bardzo chorego, bardziej niż kiedykolwiek w swym krótkim życiu.
- Doktor Owens chyba wie, co mówi- pocieszyła się Sara i poprawiła kołdrę, okrywającą chłopca. Choć starała się, by jej dotyk był maksymalnie delikatny, Toby obudził sie natychmiast.
- Mamo...
- Ćśśś... To ja, Sara.
- Sara - chłopczyk zwrócił ku niej błyszczące gorączką oczy. Przez chwilę oddychał ciężko, potem wysunął spod kołdry rozpaloną rączkę i ścisnął nią dłoń siostry.
- On bardzo cierpi, Saro.
- Kto? - nie zrozumiała. Toby szeptał dalej:
- Jest w rękach swoich wrogów. Pokonali go, ale nie mogą złamać.
To nie są słowa małego dziecka! O czym on mówi?!
- Toby...
- Czuję jego ból... Czasem słyszę jak jęczy. Woła cię. "Saro, Saro..."
- Kto mnie woła?
- Stałaś się jego najgorszym nieszczęściem. Jak mogłaś mu to zrobić?
- Komu? - Sara czuła, że jeszcze chwila, a postrada zmysł. Miała ochotę potrząsnąć chorym dzieckiem, ale byłoby to zbyt absurdalne.- Toby, o kim ty mówisz?
Chłopiec zamknął oczy i przez chwilę oddychał ciężko. Myślała już, że zasnął, ale poruszył ustami. Dopiero po kilku minutach wydobył się z nich szept:
- On znowu cię woła. Saro... Saro...
- KTO?! Na miłość boską, Toby, kto?!
- .... Jareth.