Zamyślenie

Zamyślenie
----

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 26: KREW FAE

Ivor czekał na nią w pustej sali tronowej, siedząc na schodkach prowadzących do tronu razem ze swymi towarzyszami. Wstał na widok Sary i przybrał wyczekująca postawę. Wzruszyła ramionami.
– Nic nie wiem. Merlin twierdzi, że to jakieś dziwne zaklęcie, nie z tego świata i próbuje coś zrobić.
– Powinien dać sobie radę. – pocieszył ją elf – On jest najlepszy.
– To czemu nie pomógł rozprawić się z Ellerkonem?
– Bo jego specjalizacja to magia iluzji, która nie może przecież oszukać takich jak Władca Olch, oraz medycyna. – wyjaśnił Ivor – Co niby miałby zrobić, wyciąć Ellerkonowi migdałki?
Sara parsknęła śmiechem, choć naprawdę wcale nie było jej wesoło. Miała wrażenie, że kłopoty nigdy się nie skończą. Usiadła na stopniach, a Ivor obok niej. Była mu wdzięczna, że został, jakoś bała się teraz zostać sama, tylko w otoczeniu goblinów i ludzi, których zupełnie nie znała.
- Kim oni właściwie są? - spytała.
- Ochotnicy. – odparł – To, co się tu działo, wzburzyło dalsze osady. Uznano, że Król powinien mieć swoją gwardię i to taką, która jest w stanie fizycznie walczyć. Oto najlepsi z tych, którzy się zgłosili: ludzie, elfy i orki.
Sara przypatrzyła się ochotnikom uważne. Jak odróżnić orki od elfów? Są tak blisko skuzynowani, że prawie identyczni. Po chwili doszła do wniosku, że orki to chyba te mocniej zbudowane istoty, o sylwetkach jakby stworzonych do noszenia broni.
- Dziękuję wam za inicjatywę. – powiedziała – Kiedy Jego Wysokość dojdzie do siebie, podejmie stosowną decyzję. Ja nie mogę tego zrobić. Na razie możecie zająć kordegardę, o ile tu jakaś jest. Później ktoś się wami zajmie, ja na razie nie mam głowy do niczego.

Ściemniało się już, kiedy Merlin zszedł z góry. Niósł ze sobą drewnianą miseczkę, w której pływała cieniutka złota igła, zanurzona w czymś w rodzaju rzadkiego kisielu. Sara poderwała się.
– Żyje?!
– Spokojnie, panienko, na razie tak. A czy wydobrzeje, przekonamy się w ciągu kilku dni. – Merlin przystanął i przyjrzał się jej – Jesteś bardzo zmęczona, idź odpocząć.
– Wolę pójść do Jaretha.
– On śpi. Dałem mu esencję ziołową, prędko się nie obudzi. Musiałem. Operacja była piekielnie skomplikowana, to świństwo siedziało głęboko. Teraz wszystko zależy od tego, ile nasz król wchłonął złej magii, ale osobiście jestem dobrej myśli. Ponieważ ja będę zajęty, muszę przecież rozgryźć to zaklęcie, ty się nim zajmij. Żadnych stałych pokarmów. Może jedynie pić polewkę przyrządzoną na pieczonym mięsie i czerwone wino, w żadnym razie białe, tym bardziej wykluczona wódka i tym podobne mocne trunki. No i... żadnego seksu przez co najmniej trzy dni.
– Nie będzie zadowolony.
– Właśnie o to chodzi żeby nie był. Na zadowolenie będzie miał czas później. Niech się cieszy że żyje. No dobrze, idę teraz do pracowni zanieść ten fant, ale zanim wezmę się do roboty, chciałbym coś przegryźć.
– Jakiej pracowni? – chciała spytać, ale dała sobie spokój. Widać było że czarodziej czuje się w tym zamku jak u siebie i nie było sensu dociekać, dlaczego. Poszła do kuchni, poleciła by nakarmiono kandydatów na gwardzistów i przygotowano kolację dla niej i czarodzieja. Sama też była głodna.
Merlin przyszedł po pół godzinie do jadalni i zabrał się za jajka na twardo w majonezie, szynkę i chleb.
– Narobiłem się jak za swoich najlepszych czasów. – powiedział z pełnymi ustami – Szczęśliwie mój pacjent nie jest człowiekiem. Już dawno by nie żył. Panienka to ta słynna Sara?
– Słynna?
– No jasne. Pierwsza śmiertelniczka, która pokonała labirynt. – Merlin zamoczył kawałek chleba w kubku z winem – Jareth musiał za to odpowiadać przed sądem Zgromadzenia Ogólnego.
– Jak to, przed sądem?
– Normalnie. Fae nie są zbyt arbitralne, ale w sytuacjach określanych przez ich kodeks podlegają sądowi Zgromadzenia Ogólnego. Jego członkami są Najstarsi ze wszystkich ras: Fae, sylfów, elfów, orków, gnomów... Jeśli ktoś złamie reguły, podlega ich osądowi. Również Jareth musi się podporządkować. To znaczy, teoretycznie nie musi, ale gdyby przeciwstawił się Zgromadzeniu, zaryzykowałby wojnę, a w pojedynkę nie da przecież rady koalicji. Zniszczono by jego królestwo, a on naprawdę o nie dba.
– I jak to się skończyło?
– Zniknął potem na rok, a w zamku rozsiadł się na regent wyznaczony przez Radę Fae. Podobno Jareth spędził ten czas w zamku Króla Elfów, nie wiem czy jako więzień czy niewolnik, bo na pewno nie jako gość. W każdym razie odsiedział swoje i wrócił, a ja o nic nie pytałem. Tak bezpieczniej. Swoją drogą, jeśli zrobili z niego niewolnika, no to bardzo im współczuję. Jareth ma twardy kark, jego się nie da poskromić. Musieli użyć z nim jak pies w studni.
Sarah skubnęła kawałek chleba. To wszystko wydawało się jej bardzo dziwne.
– Nie myślałam, że też on musi kogoś słuchać.
– Takie życie. Król powinien myśleć przede wszystkim o swych poddanych. Gdyby chodziło tylko o własną osobę, Jareth walczyłby do upadłego i prędzej dałby się rozszarpać niżby ugiąłby plecy. Ech, mogło być gorzej, rok da się odcierpieć.
Uśmiechnął się do dziewczyny, która odwzajemniła mu się blado. Druid podobał się jej, wyczuwała że jest jej przyjazny i można mu zaufać.
– Mam nadzieję, że ten łobuz nie pozwoli sobie teraz umrzeć, bo inaczej osobiście udam się przez Piaski Czasu do Krainy Zmarłych i przywlokę go z powrotem za włosy.
Merlin roześmiał się.
– To byłoby trudne. – powiedział – Fae to nie ludzie, nie mają nieśmiertelnej duszy. Za to same są teoretycznie nieśmiertelne, no i się nie starzeją. Coś za coś. Jareth będzie żył i jaśniał młodością długo po tym, jak twoje ciało rozsypie się w proch i wszelka pamięć o tobie zaginie. Ale za to jak ty umrzesz, twoja dusza powędruje do Krainy Zmarłych, gdzie ostatecznie nie jest tak źle. A jeśli on umrze, po prostu rozwieje się jak dym na wietrze i przestanie istnieć. Nie będzie już Jaretha. Tak kończą Fae.
Sara skinęła głową.
– Rozumiem. Mimo wszystko to smutne. Myślałam, że kiedyś spotkam go również po drugiej stronie.
– Nie można mieć wszystkiego, panienko. Spotkasz tam wielu interesujących ludzi, ale żadnego Fae.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz