Zamyślenie

Zamyślenie
----

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 23: OPOWIEŚĆ

Kiedy leżała potem przy jego boku, usiłując uspokoić oszalałe bicie serca, była już pewna, że nie odejdzie od niego. Nie zdoła znaleźć w sobie tyle sił. Dotychczasowe życie wydawało się jej czymś odległym i nieważnym, studia, rodzina, przyjaciele – tylko cieniami.
Jareth westchnął z głębokim zadowoleniem i przytulił ją do siebie.
– Tak długo na ciebie czekałem.- szepnął.- Tysiące lat....
– Bez przesady, tylko cztery.
Uśmiechnął się przekornie.
– Co ty tam wiesz.
Położyła głowę na jego ramieniu.
– Opowiesz mi o czymś?
– O czym tylko zechcesz.
– Opowiedz o tym demonie. Skąd go właściwie znasz?
Król Goblinów spoważniał.
– Dobrze. – rzekł – Jestem ci to winien. Zatem słuchaj:


OPOWIEŚĆ
Moje najwcześniejsze wspomnienia pochodzą z Druhim Vanashty. Nie wiem, w jakim byłem wtedy wieku, w każdym razie na pewno wyglądałem tak jak teraz. Nie przypominam sobie siebie jako dziecka, może nawet nigdy nim nie byłem. Książę Azhrarn the Beautiful zabral mnie w Głębokie Podziemia, bo coś mu się we mnie spodobało i sprawił, ze zapomniałem kim byłem wcześniej. Nigdy nie odzyskałem tamtych wspomnień, nie brakowało mi ich jednak. Druhim Vanashta ma swój urok, choć posępny i złowieszczy. Azhrarn postanowił, że będę śpiewakiem uświetniającym jego uczty i dlatego wyuczył mnie szczególnego rodzaju magii. Rozumiesz sama, on uznaje tylko to, co najlepsze, i dlatego ja też musiałem być najlepszy. Oczywiście wiedziałem, że nie jestem demonem. Widziałem przecież, że różnię się od innych mieszkańców miasta, że moje oczy i włosy są jasne, a ich czarniejsze od węgla. Ale nie mogłem uzyskać odpowiedzi, czemu tak się dzieje. Gdy nie byłem potrzebny memu panu, włóczyłem się bez celu po mieście, nie wiedząc czego szukam. Cierpiałem, nie widząc Azhrarna, który zwracał na mnie mało uwagi, chyba że byłem mu potrzebny. Stawałem się szczęśliwy jedynie wtedy, gdy wzywał mnie i kazał śpiewać, od czasu do czasu obdarzając uważniejszym spojrzeniem. Lubił mnie po swojemu. Bywało, że bawił się mną, jak dziecko ulubioną lalką, projektując dla mnie nowe ubrania, instrumenty muzyczne, klejnoty, a bardzo rzadko okazywał swą łaskawość zabierając mnie ze sobą w krótką podróż po powierzchni Ziemi. Podczas jednej z tych podróży spytał, czy chciałbym trochę pomieszkać wśród ludzi i przyjrzeć się im, zbierając w ten sposób tematy do nowych piosenek. Bardzo tego chciałem, choć nie miałem śmiałości o tym mówić. Ludzie mnie ciekawili, czułem, że jestem podobny do nich dużo bardziej niż do demonów. Zostawił mnie więc i odszedł. Niestety, nie dał mi przedtem niczego, czym mógłbym go wezwać, a odszedłszy, zapomniał o mnie na dzień, może dwa. W ludzkich kategoriach to były całe lata. Najpierw czekałem, potem zacząłem szukać sposobu, by przeniknąć w Podziemia na własną rękę. Tak trafiłem do Królestwa Goblinów. Było wtedy w ruinie po wojnie o Magiczne Pierścienie, tylko Labirynt bronił swych tajemnic przed obcymi. Zaintrygował mnie. Postanowiłem rozwiązać zagadki, które przede mną stawiał, jedną po drugiej, wykorzystując to czego nauczył mnie Azhrarn. Tak dotarłem do zamku i posiadłem wszystkie jego sekrety. Ponieważ w Królestwie mieszkały wtedy tylko gobliny i uważały je za swoją niepodzielną własność, musiały mnie zaakceptować. Zresztą nie robiły trudności. Obwołały mnie swoim królem w uznaniu za to, że zdołałem opanować Labirynt. Musiałem jedynie stoczyć walkę z Wielkim Goblinem, który władał nimi przede mną i dać mu wycisk. Nie był to szczególny problem, a pomniejszym goblinom bardzo to się spodobało. Z biegiem czasu nauczyłem się je lubić i poczułem się za nie odpowiedzialny. Dlatego, gdy w moim zamku zjawił się Azhrarn, nie chciałem wrócić z nim do Druhim Vanashty. Rozzłościło go to i w pierwszej chwili wyglądało, że zechce mnie zniszczyć. Pewnie tobie trudno zrozumieć, ale oczekiwałem na śmiertelny cios przejęty do głębi zatrutą słodyczą jego bliskości. Nie bałem się. Potem Azhrarn... niespodziewanie powściągnął swój gniew. Wyjawił mi, że jestem czystej krwi Fae i że mam poza innymi umiejętnościami moc spełniania życzeń śmiertelników. Powiedział, że właśnie dlatego mnie oszczędzi, bo najwięcej cierpienia przysparzają ludziom ich własne życzenia, spełniane przez Fae, a ja będę z czasem najpotężniejszym z mego ludu. Książę Demonów kocha zsyłać na ludzi kłopoty. Nie zniszczył mnie więc, jedynie... odszedł, pozostawiając mnie wolnego, ale dręczonego wieczną tęsknotą.

– Dlaczego? – spytała Sara.
– Taka jest po prostu natura demonów. Nie próbuj tego zrozumieć
Dziewczyna potrząsnęła głową.
– To bardzo trudne. Ty... nie wiem czy dobrze odczytałam twe zachowanie, ale ty go w jakiś dziwny sposób kochasz.
Jareth uśmiechnął się smutno.
– Kocham? Powiedz, że bezgranicznie uwielbiam, a będziesz blisko. Wszyscy z którymi Azhrarn kiedykolwiek miał do czynienia, mogą go nienawidzić, ale jednocześnie oddaliby mu własną duszę, byle na nich choć spojrzał.
– Ja jakoś nie.
– Bo nie zwrócił na ciebie żadnej uwagi. Nie zainteresowałaś go, a może nie chciał mi ciebie odbierać, bo odgadł, że będę jeszcze cierpieć z twego powodu. Kaprysy Azhrarna są nieodgadnione.
Sara przytuliła się do niego mocniej.
– Nie chcę, żebyś cierpiał.
– Niestety, na pewne rzeczy nie masz wpływu. One się po prostu dzieją. A co do mnie – jego głos zmiękł – to chętnie przyjmę każdy ból za choćby kilka dni z tobą. Wszystko ma swoją cenę, a ja nie uchylam się od płacenia.
Pocałowała go w usta. Choć kochali się ledwie przed chwilą, już czuła rosnącą gdzieś w środku studnię pożądania. Przypomniały się jej słowa Azhrarna:
- Fae to niebezpieczni kochankowie dla śmiertelników. Są niczym morska woda dla spragnionego. Nie można się nimi nasycić.
Rozumiała teraz te słowa. Z jaką chęcią wyszeptałaby do ucha Króla Goblinów, co w tej chwili sprawiłoby jej największą radość, ale milczała. Jareth powinien wreszcie odpocząć po tym, co zrobił mu Ellerkon, Jego rany goiły się co prawda szybko, wciąż jednak musiały boleć. Przyłożyła usta do śladu bata na jego lewym ramieniu.
- Powiedz, myślałaś o mnie czasem tam, na powierzchni? - spytał cicho.
- Myślałam. – przyznała – Nawet wtedy, gdy wcale tego nie chciałam. Gdy kończyłam szkołę średnią, cały mój rocznik robił program artystyczny. Ja miałam wykonać piosenkę Amandy Lear „Enigma”. Śpiewałam i cały czas miałam ciebie przed oczami, tak jakbyś tam był i słuchał, a ja bym śpiewała tylko dla ciebie.
- Gdybym tylko wiedział...
Spojrzał na nią.
- „Enigma”? Chyba nie znam tej piosenki. Powtórz ją teraz dla mnie teraz.
- Oj! – spłoszyła się – Nie jestem tak dobra jak Lear. Skompromituję się.
- No nie daj się prosić, moje słodkie, bezcenne stworzonko... Ja śpiewałem dla ciebie wiele razy, teraz ty zaśpiewaj raz dla mnie.
Sara uległa wreszcie i zanuciła cicho, tak by nikt oprócz Jaretha jej nie słyszał:

Give a bit of mmm to me,
and I'll give a bit of mmm to you.


Kiedy skończyła śpiewać, Jareth westchnął głęboko i przebiegł palcami po jej skórze.
- Trzymasz mocno me serce. – szepnął – Jak żadna kobieta przed tobą. Nie wypuszczaj mnie ze swoich rąk. Nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz