Zamyślenie

Zamyślenie
----

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 27: LOOSIRA

Postanowiła jednak iść do sypialni Jaretha. Nie chciała, żeby był sam. Wciąż miała w pamięci obraz wywołany przez Merlina i przechodziły ją niemiłe dreszcze. Fakt że ktoś, kogo miała za przyjaciela i kogo bardzo lubiła, był zdolny zaprzedać się Ellerkonowi i wykonać dla niego brudną robotę, był bardzo trudny do przełknięcia. Hoggle pozostał w jej pamięci jako istota o dobrym sercu, a teraz nie wiedziała już, co ma o nim myśleć. Potrząsnęła głową. Lepiej było o tym w ogóle nie rozmyślać.
Przeszukawszy kilka pokojów znalazła kołdrę i kilka poduszek. Zaniosła to wszystko do sypialni Króla i sporządziła dla siebie posłanie na podłodze. Powinno być całkiem wygodne. Potem podeszła do łóżka i odchyliła jedwabną zasłonę. Jareth spał spokojnie, nagi pod cienkim przykryciem. Jego skóra nadal była blada, w odcieniu kości słoniowej, ale mimo to wyglądał na zdrowszego. Po pięknie zarysowanych ustach błąkał się lekki uśmiech, tak jakby śniło mu się coś bardzo miłego. Sara dotknęła rozsypanych na poduszce jasnych włosów, pogłaskała palcem spiczaste ucho.
– Tak bardzo cię kocham.- szepnęła.

Zalecenia Merlina mogły być jak najbardziej celowe, ale takiego pacjenta trudno utrzymać w łóżku. Już następnego dnia, gdy Sara zeszła do kuchni, wstał, kategorycznie wyrzucił na zbity łeb dwa gobliny, które miały go pilnować i zrobił piekło w sali tronowej, która jego zdaniem nie wyglądała tak jak powinna. Trudno było zorientować się, o co konkretnie mu chodzi, bo to miejsce od zawsze wyglądało jak abstrakcyjny miszmasz. Panował w nim koszmarny bałagan, pod sufitem spały oswojone sępy, a po kątach koty i kurczaki, co nikomu nie przeszkadzało. Zwabiona jego wymyślaniami Sara dopiero po dłuższej chwili pojęła, że nie chodziło mu wcale o stan sali. Gobliny były szczerze zachwycone jego awanturą, tak jakby mówił im najpiękniejsze komplementy.
– One nie znają się na pięknych słówkach. – wyjaśnił rzecz do końca, gdy spostrzegł tylko dziewczynę – Ich rodzimy język to głównie klątwy i wyzwiska, a za dowód przyjaznych uczuć uważają szturchańce. Dlatego czasem muszę wytargać któregoś za łeb. Jak spałaś, moja bezcenna – szkoda że beze mnie?
Uśmiechnął się do Sary, biorąc ją za ręce. Znowu był taki jak kiedyś: zadowolony z siebie, wesoły i przekorny. Cienie wokół jego oczu znikły, i dosłownie błyszczał radością życia.
– Merlin zostawił zalecenia co do ciebie, powinieneś leżeć.
– Druidzi zawsze przesadzają. Tacy już są. Nie przejmuj się tym.
– Możliwe, ale nie pozwolę ci robić głupstw. Merlin jest twoim lekarzem i nakazał a) odpoczynek, b) ścisłą dietę. Kucharka przygotowuje już dla ciebie polewkę na pieczonym mięsie.
Jareth skrzywił się jak dziecko zmuszane do jedzenia kaszki na mleku.
– Okropność. No ale dobrze, jeśli ty tego chcesz, podporządkuję się. Zresztą dieta to dla mnie to nie nowość, Merlin leczy tak każdą przypadłość, nieważne czy zwyczajną, czy pochodzenia magicznego. Często nawet z dobrym skutkiem. Daj mi buzi.
Sarah zarzuciła mu ręce na szyję.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytała.
– Czego ci nie powiedziałem?
– Już ty wiesz czego. Merlin wywołał obraz dnia, w którym zostałeś zdradzony i wydany w ręce Ellerkona.
Król Goblinów spoważniał i delikatnie wyzwolił się z jej rąk.
– Ach, to...
– A tak, to. Dlaczego milczałeś?
Podszedł do okna.
– Wyjdźmy do wewnętrznego ogrodu. – zaproponował – Jeszcze go chyba nie widziałaś.
– Nawet nie wiedziałam, że tu taki jest.
– Jest. To mój ulubiony, dlatego został ukryty. Nie pokazuję go wszystkim jak popadnie.
– No dobrze.
Sara poszła za nim, zaintrygowana. Poprowadził ją jednym z korytarzy aż do ślepej ściany. Pod dotykiem jego palców rozsunęła się, ukazując przejście.
- Oto mój ogród.- powiedział Jareth.
Sara rozejrzała się. Nie było to tak wspaniałe miejsce, jakie powinno być jej zdaniem – rosły tu skromne rośliny, tyle że dobrze utrzymane, zadbane. Wiele z nich było trujących. Pod murami pyszniły się krzewy belladonny, na grządkach rosła naparstnica, szalej i dziędzierzawa. Kolczaste krzaki czeremchy i jaśminu obsypane były drobnymi kwiatkami, a pośród zagonów łubinu i maków dziewczyna dostrzegła coś niezwykłego: prostokątny kamień, na którym wyryto kilkanaście znaków runicznych.
– Co to?
Jareth podszedł do kamienia. Chwilę na niego patrzył, potem zerwał gałązkę jaśminu i położył na kamieniu.
– Nazywałem ją Loosira. Nie pamiętam nawet, jak naprawdę miała na imię i martwi mnie teraz, że nie pamiętam.
– Kogo?
– Była...- zawahał się – Czymś na kształt mojej damy dworu.
– Rozumiem. – Sara położyła mu dłoń na ramieniu – Już parę osób mówiło mi, że zawsze otaczałeś się kobietami. Jesteś jaki jesteś, i jeśli cię kocham, muszę to zaakceptować, prawda? Opowiedz coś o niej. Była Fae, czy może elfką?
Jareth uśmiechnął się nieznacznie.
– Była człowiekiem jak ty, ale nie łączyło nas to co myślisz. Loosira przyszła do mnie pewnego dnia i poprosiła żebym pozwolił jej zostać w zamku. Zgodziłem się, bo rozśmieszyła mnie jej śmiałość, a poza tym pomyślałem, że przyda mi się ktoś do zarządzania służbą. Gobliny nie są zbyt inteligentne, jak pewnie zauważyłaś. Nadałem jej imię Loosira, bo wydawało mi się to zabawne. Od słowa „looser”, a ona całym swym wyglądem potwierdzała, że jest życiowym przegrańcem. Nie dość, że bogowie poskąpili jej urody, to jeszcze ubierała się zawsze w drelichowe spodnie i powyciągane koszule, jak łachmaniarka. Miałem poważne podejrzenia, że nawet zawinięta od stóp do głów w jedwabie i koronki też by wyglądała jak wyciągnięta ze śmietnika. Looserka. Któż inny zresztą zechciałby mieszkać w Podziemiu, będąc dzieckiem słońca?
Przysiadł obok grobu.
- Była brzydka i niezgrabna, ale kochała mnie. Wiedziałem o tym i to też mnie bawiło. Dotrzymywała mi towarzystwa, i nie powiem, nawet chętnie z nią rozmawiałem, bo była bardzo inteligentna i miała duże poczucie humoru. Aż mnie to czasem dziwiło. Jak z jej wyglądem można było się z czegoś śmiać? Pasowało mi jej towarzystwo, bo dobrze mieć z kim porozmawiać, zagrać w szachy lub kanastę, a z goblinami się nie da. Czasem bywałem dla tej biedaczki niezbyt miły, nigdy się jednak nie poskarżyła. Gdy Ellerkon wdarł się do zamku i obezwładnił mnie swym zaklęciem, Loosira chwyciła halabardę ze stojaka pod ścianą i próbowała mnie bronić. Jako jedyna. Zabili ją strzałą z kuszy, umarła na moich rękach... uśmiechając się do mnie... a ja nie potrafiłem jej pomóc. Ubłagałem Ellerkona, żeby przynajmniej pozwolił mi zawinąć ją w mój płaszcz i pochować w tym ogrodzie, nim ostatecznie zamknie mnie w lochu. Musiałem...
– Co musiałeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz