Osobista komnata Jaretha była nietknięta. Zapewne Ellerkon wybrał inne pomieszczenie na swą kwaterę główną, bo tutaj wszystko wyglądało tak, jak powinno. Oszczędne umeblowanie, na ścianie ogromne kryształowe lustro, łóżko z jedwabnymi zasłonami. Na stole szklana kula wielkości arbuza.
Juno podprowadziła Króla Goblinów do łóżka i pomogła mu usiąść.
– Na pewno mogę już iść? – spytała – Nie wyglądasz dobrze.
– Nic mi nie będzie. – odparł – Możesz iść. I... dziękuję.
Kuratorka zmarłych zagwizdała.
– Naprawdę musisz być chory, skoro mi dziękujesz. Powodzenia zatem.- Odwróciła się i ujrzała Sarę, stojącą w progu komnaty – Uważaj na to, co robisz, mała. I dobrze przemyśl decyzję.
– Obiecuję.- odparła Sara, nie patrząc na nią. Nadal czuła się dziwnie. Przerażenie, które przeżyła, nie chciało tak łatwo ustąpić. Nogi się pod nią uginały, ręce się jej trzęsły i nie mogła uwierzyć, że cały ten koszmar jest już poza nią. Minęła długa chwila, zanim wzięła się w garść i obejrzała na korytarz, gdzie stało kilkanaście pomniejszych goblinów.
– Lady. Jak ma się kingy? – spytał jeden z nich, widocznie śmielszy – On nie umrzeć, prawda?
– „Kingy”? Zimorodek? Ach, Jareth! – zrozumiała – Osobliwie go nazywacie, ale skoro jemu nie przeszkadza, to mnie tym bardziej nie powinno. Nie, nic mu nie grozi. Przygotujcie dla niego kąpiel, tylko nie za gorącą, dobrze? I będę potrzebować jakiejś apteczki.
– Wszystko my zrobić, Lady! – zawołał goblin radośnie – My już pędzić!
Sara uśmiechnęła się i weszła wreszcie do komnaty. Jareth siedział wciąż na brzegu łóżka, wspierając się na rękach o brzeg materaca. Przykucnęła obok i odgarnęła mu włosy z twarzy. Nieoczekiwanie zachichotała.
– Znowu wyglądasz jak strzęp.
- Zaczyna mi to wchodzić w nawyk.- zażartował. Popatrzył jej w oczy z czułością. – Kiedy się domyśliłaś?
Wiedziała, o co pyta.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Po prostu w pewnym momencie stało się to dla mnie jasne, że kocham cię. Nie chciałam się przyznać, bo... pewnych słów nie można już cofnąć, a ja też mam swoją dumę.
– A teraz chciałabyś je cofnąć?
Pogładziła go palcem po spiczastym uchu.
– Nie. Teraz już nie ma między nami niedomówień.
Pocałował ją w usta.
– Nie myśl tylko, że do końca mnie rozszyfrowałaś.
Mały goblin wsadził głowę w drzwi.
– Kąpiel gotowa, Wasza Wysokość. Lady, czy przygotować kolacja?
Dopiero teraz Sara uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna.
– O tak, bardzo poproszę.
Goblin skinął z zapałem głową i znikł. Dziewczyna zwróciła się do Jaretha:
- Dasz radę wstać?
– Jeśli pomożesz.
Wsparł się na jej ramieniu. Pomogła mu przejść do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie stała kamienna wanna, wpuszczona w podłogę i wypełniona teraz niemal po brzegi wodą. Jareth bez skrępowania zdjął ubranie i zanurzył się z westchnieniem zadowolenia w ciepłej wodzie. Sara wyjęła z szafki w ścianie kawałek mydła, gąbkę i szampon. Wydało się jej strasznie zabawne, że takie zwykłe przedmioty znajdują się w zamku Króla Goblinów, choć w sumie było to logiczne. Tylko maszynki do golenia ani nawet brzytwy tam nie było. U Fae nie występuje zarost.
– Poradzisz sobie, czy mam ci pomóc?
Wywrócił oczami.
– Saro, wiem że wy, kobiety, lubicie swojego mężczyznę traktować jak dzidziusia. Pewnie chciałabyś mi trochę pomatkować, ale naprawdę nie sądzę, żeby to do mnie pasowało. Sam się umyję. Oczywiście – dodał z nieprzyzwoitym uśmieszkiem - jeśli chcesz, możesz zostać i popatrzeć, jak to robię.
– Świntuch z ciebie. Nie, nie mam zamiaru patrzeć. Przygotuję apteczkę i czyste ubranie. Na pewno jakieś masz.
– Oczywiście, mamo.
- Nie bałwań się. Gdzie trzymasz zapasowe gatki? Nawet Król Goblinów musi jakieś mieć.
- W komodzie, górna szuflada.
Pocałowała go ponownie i poszła do sypialni. Ta słowna przepychanka była zabawna i pomogła jej odzyskać jako takie poczucie rzeczywistości. O ile o czymś takim można było mówić, będąc w Królestwie Goblinów...
Gdy Sara wyszła, z ust Jareth zniknął uśmiech. Dotknął otwartą dłonią swej klatki piersiowej. Gdzieś tam, głęboko, nadal tkwiła złota igła, którą wbił zdrajca, korzystając z jego snu. Posłuszna woli Ellerkona, obezwładniała go, gdy było trzeba, nie pozwalając skorzystać z magicznej mocy. Dopiero uciekłszy z lochów zdołał ją zablokować odpowiednim zaklęciem, jednym z tych, które poukrywał w różnych miejscach Labiryntu. Nie zdołał jej jednak usunąć. Jego magia pochodziła głównie z Druhim Vanashty, a złoto niechętnie poddaje się władzy demonów. Czuł, jak ten cienki, ostry przedmiot pulsuje w jego piersi nieustającym zagrożeniem. Nigdy dotąd nie miał do czynienia z czymś takim, nie wiedział czego się spodziewać, gdy zaklęcie blokujące przestanie działać. A mogło to się stać lada chwila. Co wtedy z nim będzie?
- Umrzesz, Jareth.- szepnął mu w myślach jadowity głos Ellerkona.- A mogłeś tego uniknąć.
- Niedoczekanie twoje, śmieciu. Nie teraz, gdy wreszcie ją dostałem i nie wypuszczę z rąk. - mruknął. Namydlił gąbkę i krzywiąc się z bólu dokonał niezbędnych ablucji. Wyszedłszy z wody owinął się prześcieradłem kąpielowym i przeszedł do sypialni. Sara już tam była. Rozkładała właśnie na stole zawartość apteczki i przeglądała ją uważnie. Powitała go czułym spojrzeniem.
- Siadaj na łóżku.
Przykucnęła przed nim i zaczęła delikatnie przemywać jego rany płynem antyseptycznym, a potem eliksirem zapobiegającym infekcji jadem strzyg, który znalazła w apteczce. Nawet nie wiedziałaby, co to, gdyby nie naklejka z odpowiednim napisem. Widać ukąszenie strzygi zdarzało się tutaj dostatecznie często, by zabezpieczyć się profilaktycznie przed następstwami.
- Nie powiedziałeś mi jeszcze, jak za pierwszym razem zdołałeś uciec z lochu.- zagadnęła po chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz