Zamyślenie

Zamyślenie
----

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 20: KSIĄŻĘ DEMONÓW

Jareth pozostał na klęczkach, uniósł tylko głowę. Patrzył na mężczyznę z dziwnym do określenia wyrazem twarzy.
– Witaj, Azhrarnie.- powiedział.- Jestem ci z głębi serca wdzięczny za pomoc.
Tamten patrzył na niego bez uśmiechu.
– Pomogłem ci, bo pamiętam swą obietnicę – rzekł wreszcie głosem, przypominającym jednocześnie lód i płomień – Może jeszcze mnie nie rozczarowałeś, ale strzeż się, bo kroczysz po cienkiej linie. Nie mam zamiaru zajmować się naprawianiem twoich błędów, choć kiedyś byłeś moim ulubieńcem i nadal mam do ciebie niewytłumaczalną słabość. .
– Jeśli zasłużyłem na gniew Księcia Demonów, jestem gotów umrzeć z twojej ręki. Należę do ciebie i możesz zachować mnie przy życiu lub zniszczyć, wedle tego, jakie będzie twoje życzenie.
- Mówisz prawdę.
Azhrarn przeniósł płonące posępnym ogniem spojrzenie na Sarę.
- Uważaj, ludzka dziewczynko – powiedział – Fae to niebezpieczni kochankowie dla śmiertelników. Są niczym morska woda dla spragnionego. Ludzie nie są w stanie nasycić się nimi.
Zwrócił się ponownie do Króla Goblinów.
– Nie rozgniewałeś mnie tym razem. Gdyby tak było, zniszczyłbym cię równie łatwo, jak koło wozu miażdży źdźbło trawy. Nie myśl, że o tobie zapomniałem. Obserwowałem, jak rośniesz w siłę i stajesz się coraz sławniejszy. Jak dotąd nie zawiodłeś mych oczekiwań, nawet przez związek z tą śmiertelniczką. Jest ciekawym stworzeniem, przyznaję. Ma w sobie coś, co powoduje że rozumiem twój wybór. Nadal jednak nie pojmuję, czemu nie ukarałeś jej, gdy odrzuciła cię przy waszym pierwszym spotkaniu. Wygląda na to, że niczego cię nie nauczyłem.
- Jestem Fae, nie demonem. Nie potrafiłem zrobić jej tego, co ty uczyniłeś Bisuneh i Siveshowi.
- Niestety. – w tym jednym słowie Azhrarn zawarł tyle mrocznego potępienia, że Sara aż się skuliła – To twój wybór. Sam kierujesz swoim życiem, bo takie było moje życzenie. Jeśli jednak chcesz w spokoju cieszyć się nią i swoim zabawnym królestwem, nie niepokój mnie więcej, zwłaszcza za pośrednictwem takich żałosnych osobników jak ten.
Wskazał pogardliwie na bioegzorcystę, który zwinął się w kulkę i starał się być niewidoczny.
– Przyrzekam, że nie przestając cię wielbić, pozostanę z daleka.- powiedział Jareth. W jego głosie zabrzmiał bezgraniczny szacunek i miłość – A jeśli kiedyś zechcesz wybaczyć mi odmowę powrotu do Druhim Vanashty, uczynisz mnie najszczęśliwszym na świecie.
Azhrarn uśmiechnął się chłodno.
– Jeszcze nie zasłużyłeś na moje przebaczenie. – rzekł – Nie wykluczam jednak nadejścia takiego dnia. Żegnaj, Królu Goblinów.
Owinął się czarnym płaszczem i znikł, a razem z nim jego demony, pozostawiając na dziedzińcu poskręcane ciała strzyg. Gobliny wypełzały ze swego ukrycia, rozglądając się lękliwie. Sara popatrzyła na wciąż klęczącego Jaretha.
– Kto to jest Druhim Vanashta?
Spojrzał na nią jak wyrwany ze snu.
– Nie kto, lecz co. Miasto demonów, którym włada Azhrarn. Spędziłem tam chyba najpiękniejsze chwile życia, ale nie mogłem zostać. Kiedyś opowiem ci więcej.
Spróbował wstać, ale nie zdołał. Znikąd pojawiła się Juno, jak zawsze z papierosem w ustach i spojrzała na niego krytycznie.
– Zero szacunku dla mojej pracy. – burknęła – Znowu pozwoliłeś się poharatać.
– Zapewniam, że nie pytano mnie o zdanie.
Sara uśmiechnęła się do Kuratorki.
– Teraz ja o niego zadbam. – powiedziała. Juno pokiwała głową z politowaniem.
– Cóż, chcącemu krzywda się nie dzieje – rzekła sceptycznie – B.J., zbieraj się.
Bioegzorcysta wyciągnął z kieszeni medalion Jaretha i rzucił mu.
– Trzymaj i witaj z powrotem na tronie. Naprawiłem łańcuszek po drodze.- skrzeknął wesoło.
– Nie zaniosłeś go Toby’emu, jak prosiłam? – krzyknęła Sara ze złością. B.J. rozłożył ręce.
– Wybacz, ślicznotko. Mogłem wykonać twoją prośbę, albo postarać się sprowadzić pomoc. Rzuciłem monetą, wypadła reszka...
– I pofatygowałeś się aż do Głębokiego Podziemia. – dokończył za niego Jareth
- Rzekłeś. Przecież ja i tak dobrze wiedziałem, gdzie chcesz się udać po pomoc.
- Można wiele o tobie powiedzieć, ale przyznaję, masz jaja.
- No spodziewam się!
Jareth założył amulet na szyję.
- Pomóż mi wstać, Juno. Muszę jakoś dotrzeć do zamku.
– Nie możesz się po prostu przenieść?
– Nie. Ellerkon kazał połamać mi palce. Jeszcze nie odzyskały sprawności, a do magii, niestety, potrzebuję rąk.
Kuratorka wzruszyła ramionami, pochyliła się i obejrzała uważnie jego dłonie.
– Nie jest źle. – mruknęła. Wyprostowała każdy palec Jaretha z osobna i przesunęła po nich dłonią. Syknął z bólu, ale zaraz uśmiechnął się, oglądając swe ręce z zadowoleniem.
– No, nieźle. Reflektujesz na posadę mego osobistego uzdrowiciela?
– Nie bądź taki do przodu, króliczku. I poczekaj z czarami jeszcze ze dwie, trzy godziny, efekt musi się utrwalić – Juno pomogła mu wstać i sprowadziła z niepotrzebnego już szafotu na rynek, gdzie szlochające ze szczęścia gobliny wyciągały ręce, żeby choć dotknąć swego króla, przekazać mu, jak bardzo cieszą się z jego zwycięstwa.
- Saro, chcesz teraz wrócić do swojego świata, czy jeszcze tu zostaniesz? - spytał B.J., żonglując swym cylindrem z wprawą zawodowego cyrkowca.
Dziewczyna otworzyła usta, potem je zamknęła.
– Jeszcze zostanę.- bąknęła wreszcie – Potem się zobaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz