Zamyślenie

Zamyślenie
----

środa, 6 maja 2015

Rozdział 18: SZAFOT

Panująca w wieży cisza uspokajała rozdygotane nerwy i powodowała dziwną w tych warunkach senność. Naprawdę chciało się jej spać. Magia przesycająca rajskie jabłka wreszcie z niej wywietrzała i do głosu doszło zmęczenie. Była dosłownie skonana, w końcu nie spała zeszłej nocy, odpoczywała tylko co jakiś czas na poboczu drogi, a tej ledwie się zdrzemnęła. Nawet nie przypuszczała, że ma w sobie tyle siły i dotrze do Miasta Goblinów w założonym czasie. Tylko że na co się to przydało?
Sen przyszedł niespodziewanie, zabrał ją z małej celi, ukoił.
Gdy otworzyła oczy, słońce za wąskim oknem zaszło już za linię horyzontu. Zza ściany dobiegał ją śpiew Jaretha. Jego czarodziejski głos niósł się nad całym miastem, wtórował mu dźwięk niewidocznych instrumentów. Słyszały go strzygi, słyszały i gobliny, pędzone tłumnie na miejsce kaźni. Przystawały, choć szturchały je kije strzyg i zwracały głowy w stronę wieży. Wiele z nich otwarcie płakało, nie wstydząc się łez. Ta pieśń była ostatnim darem ich króla, wszystkim, co jeszcze mógł dla nich zrobić.

She'll come, she'll go.
She'll lay belief on you
Skin sweet with musky oil
The lady from another grinning soul

Cologne she'll wear. Silver and Americard
She'll drive a beetle car
And beat you down at cool Canasta

And when the clothes are strewn
don't be afraid of the room
Touch the fullness of her breast. 
Feel the love of her caress
She will be your living end

She'll come, she'll go.
She'll lay belief on you
But she won't stake her life on you
How can life become 
her point of view

And when the clothes are strewn 
don't be afraid of the room
Touch the fullness of her breast. 
Feel the love of her caress
She will be your living end 

(tekst David Bowie
, płyta "Aladdin Sane")

Sara też słuchała, dając się opanować czarowi głosu Jaretha. To była piękna pieśń i dziewczyna zastanawiała się mimo woli, dla kogo też Król Goblinów teraz śpiewa. Było ich wiele, jak twierdził Ivor i psiogłowy goblin, a jedna musiała być szczególna. Ciekawe, która? Była człowiekiem, Fae, sylfidą, a może elfką? Wbrew sobie poczuła ukłucie zazdrości, choć wraz z jawą powrócił też strach. Ściemniało się szybko, za chwilę pewnie przyjdą strzygi i zabiorą ją na egzekucję. Oby Ivor wykonał jej instrukcje, a B.J. oddał medalion Toby’emu. Choć on ocaleje. Zwilżyła gardło wodą z dzbana, stojącego w kącie celi.
Drzwi otwarły się, szarpnięte od zewnątrz i do środka weszły dwie strzygi w mundurach straży przybocznej Władcy. Jedna z nich szarpnęła Sarę.
– Idziemy.- powiedziała ochrypłym głosem. Dziewczyna wyrwała się jej.
– Sama pójdę.
Strzyga wzruszyła ramionami, ale nie próbowała ponownie złapać jej za kark. Sara wyszła na korytarz. Z celi obok dwie inne strzygi wyprowadzały właśnie Jaretha. Jego rany zdążyły już zblednąć i zabliźnić się, choć minęło ledwie kilkanaście godzin. Ujrzawszy Sarę uśmiechnął się i uniósł rękę – mógł już poruszać palcami, choć z trudem. Rzeczywiście regenerował się bardzo szybko.
– Ucięta głowa też ci przyrośnie? – nie potrafiła odmówić sobie drobnej złośliwości.
– Co do tego nie jestem przekonany. – odpowiedział spokojnie – Nie zawadzi jednak mieć nadzieję.
– Nie licz na to. – Ellerkon pojawił się obok nich znikąd, jak duch. Wyglądał jeszcze paskudniej niż dotąd, o ile było to w ogóle możliwe.
– Raduj się, Królu Goblinów. Dziś jest twój wielki występ, aż szkoda że ostatni. Poznałeś już, na co mnie stać, a teraz poznasz, jak smakuje śmierć od topora. Wolałbym co prawda zaoferować ci coś dłuższego i zabawniejszego, ale nie jestem głupi. Wiem że Fae, doprowadzone do pewnej granicy, są nieprzewidywalne. Dekapitacja jest pewnym sposobem pozbycia się ich, choć też ku memu żalowi mało bolesnym. Cóż, nie zawsze można mieć wszystko, czego się chce. Pewien zysk z tego jednak będzie. Gdy twoja krew wsiąknie w ziemię, Labirynt zacznie być posłuszny moim rozkazom.
A więc o to chodziło! Jareth skrzywił się złośliwie.
- Śnij dalej.
Ellerkon wzruszył ramionami i odwrócił się, ruszając przodem.
Wyszli z zamku na rynek Miasta. Pośrodku wznosił się klasyczny szafot – platforma z desek, na której stał szeroki pień, a obok niego muskularny Oprawca w czarnym kapturze, oparty o wielki topór. Zgromadzony dookoła tłum goblinów pilnowanych przez strzygi falował i szeptał, ponad miastem wschodził właśnie księżyc w pełni, oblewając rynek bladym światłem. Sara zadrżała. Poczuła jak Jareth łagodnie dotyka jej ręki i strach ulotnił się. Przynajmniej takiej magii mógł użyć i zrobił to, mimo wszystkich kłótni i złośliwości. Była mu za to wdzięczna.
– No? Nie zmieniłaś zdania? – spytał Ellerkon. Dziewczyna potrząsnęła głową, nie umiejąc ukryć odrazy. Władca Olch skrzywił się wzgardliwie.
– Zmienisz, gdy ujrzysz jego zwłoki. Obejrzysz sobie egzekucję z bliska wiedząc, że będziesz następna. Wtedy zaczniesz błagać, żebym cię przyjął. Będziesz czołgać się na kolanach i łokciach, skamląc o moją łaskę. Tylko że będzie już za późno.
– Nie zmienię zdania. Teraz coś zrozumiałam. Być może wcale tego nie chcę, ale on – ukazała gestem Jaretha – jest moim królem, a ja jego królową. Możemy się nienawidzić, teraz jednak stoimy ramię w ramię i tak właśnie ma być. Tak czy inaczej, wolę z nim umrzeć niż żyć z tobą.
- Piękne słowa. – szydził Ellerkon – Jak znam Jaretha, pewnie ująłby je w muzykę i poezję.
Król Goblinów uśmiechnął się.
- Skoro tego chcesz...
- Milcz! - zgrzytnął Ellerkon.
- Bo co, zabijesz mnie?
– Zaraz zobaczymy, czy będziesz taki odważny, gdy topór zawiśnie ci nad karkiem. Wasza Wysokość... – Władca Olch spojrzał na Jaretha i drwiącym gestem ukazał na pień – Proszę zająć swoje miejsce. Panno Saro, zechce pani mu towarzyszyć.
Brak strachu niekoniecznie oznacza odwagę. Nogi Sary były jak z waty, gdy przyszło jej pokonać kilka drewnianych schodków, zbudowanych w nocy przez niechętne ręce. Na pewno cieśle byli tu obecni, w spędzonym tłumie goblinów. Wolała nie myśleć, co też teraz czują. Spojrzała z góry na przymusowych widzów i poczuła, że jest jej ich żal. Co poczną bez swego króla, niegodziwego i wesołego, odrobinę szalonego, czasem złośliwego jak cholera, ale lubiącego ich po swojemu? Strzygi zamęczą je pracą dla Ellerkona, a może po prostu wybiją do ostatniego, gdy uznają za niepotrzebny kłopot.
– Dalej, dalej! – ponaglił ich Władca Olch – Chyba że któreś z was chce jeszcze wygłosić ostatnie oświadczenie. Tylko proszę już bez śpiewów czy melorecytacji. Nienawidzę tego i dobrze o tym wiesz, ty marny czarowniku.
Jareth zrobił dwa kroki w kierunku pnia. Serce Sary zwinęło się w małą, przerażoną kulkę, a wyobraźnia podsunęła jej natychmiast obrazy znane z kina i telewizji. A potem on, zamiast uklęknąć na deskach, odwrócił się nagle.
– Tak, chcę coś powiedzieć.- rzekł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz