Zamyślenie

Zamyślenie
----

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 24: KRYZYS

Sara oczekiwała, że następnego dnia Jareth wstanie jakby nigdy nic, jednak tak się nie stało. W świetle dnia Sara zaniepokoiła się, ujrzawszy jego twarz, bladą, zmęczoną i jeszcze szczuplejszą niż zwykle.
– Jak się czujesz? – spytała.
– Nie martw się. – odpowiedział wymijająco – Zrobisz coś dla mnie?
– Ależ naturalnie!
– Idź do mojej komnaty tajemnic i przynieś mi stamtąd księgę oprawioną w brązową skórę.
– Do komnaty tajemnic? – dziewczyna przeciągnęła wyrazy z niedowierzaniem – Przecież tam nikt nie może wchodzić oprócz ciebie.
Uśmiechnął się.
– Tobie pozwalam wchodzić, gdzie tylko zechcesz. Każde pomieszczenie w tym zamku stoi przed tobą otworem, bo ja tak chcę. Komnata jest w centralnej wierzy, na przedostatnim piętrze.
Sara słuchała, ubierając się pospiesznie.
– Co to za księga?
– Mój spis zaklęć.
– Oo. I nie boisz się, że zajrzę do środka?
Roześmiał się serdecznie.
– Możesz zaglądać ile chcesz. Zapisano ją praceltyckimi runami, nie odczytasz ich i tak.
– A nie odgryzie mi ta księga ręki?
– Skąd ten pomysł?
– A tak mi się pomyślało.
– Ależ ci śmiertelnicy mają wyobraźnię. Nic ci się nie stanie, po prostu mi ją przynieś.
Na wpół przekonana dziewczyna poszła do centralnej wieży i bez trudu odszukała słynną komnatę tajemnic Króla Goblinów. Można było się zastanawiać, dlaczego uznawaną ją za sekretną, skoro trafiła tam bez trudu, ale takie widać było działanie magii. Pomieszczenie wypełniały dziwne przedmioty, niektóre wyglądały na obdarzone własnym życiem, wiele z nich trudno byłoby zidentyfikować. Księga w brązowej skórze leżała na antycznym stojaku pośrodku, otwarta i założona zakładką z rzeźbionego drewna. Zerknęła z ciekawości, ale Jareth mówił prawdę – pożółkłe strony pokrywały znaki przypominające nieco chińskie piktogramy. Zamknęła tom i zaniosła go do sypialni.
– Świetnie. – Jareth usiadł, podparł sobie plecy poduszką i otworzył księgę – Teraz zjedz śniadanie i sprawdź trochę miasto, dobrze? Chodzi mi o to, czy nie trzeba tam czegoś naprawić, czy wszyscy mają się dobrze...
– Chcesz się mnie pozbyć?
– Kochanie, proszę, koniecznie potrzebuję kilku godzin dla siebie. Muszę przeszukać swoje zapiski i to, co już było w książce, gdy ją dostałem. To wymaga koncentracji.
Sara popatrzyła na niego uważnie.
– I nie powiesz mi, o co chodzi?
– Powiem. – obiecał – Tylko jeszcze nie teraz.
Pokiwała głową sceptycznie, ale postanowiła nie sprzeciwiać się jego słowom. Poszła do kuchni, gdzie goblinka w fartuchu przygotowała jej kopiastą porcję jajek na szynce, a potem wzięła ze stajni małego kuca o grubych nogach i wielkim łbie. Ku jej zdziwieniu nie było tam koni, tylko ten kucyk i pociągowe osiołki, zapewne wykorzystywane przez służbę do noszenia towarów. Jareth nie był chyba amatorem konnej jazdy i dlatego nie trzymał wierzchowców. Stajenny bez pytania osiodłał kucyka i Sara ruszyła w objazd Goblin City.
Kilka godzin później Jareth zamknął swoją księgę. Tak, jak podejrzewał, nie znalazł żadnego zaklęcia, które mogłoby mu się przydać. Być może takie w ogóle nie istniało. Jeśli tak... sytuacja była bardzo zła. Czuł, jak wypala się blokada założona na igłę i mimo woli zastanawiał się, ile czasu mu zostało, nim zaklęcie całkiem zniknie. Gdy to się stanie, igła będzie mogła działać bez przeszkód tak, jak zaprogramował ją Ellerkon.
Odłożył księgę na stolik nocny i po chwili namysłu wyczarował z powietrza kryształową kulę. Przekręcił ją kilkakrotnie, aż w środku ukazał się widok różanego ogrodu i sylwetka ogrodnika w zielonej tunice, obcinającego zeschłe pędy.
– Ivor! – zawołał. Elf wyprostował się i rozejrzał.
– Tak, mój panie?
– Idź do osady ludzi i sprowadź do mojego zamku Merlina.
– Nie wiem, czy zechce przyjść.
– Tym razem musi zechcieć. Przekaż mu, że to nie jest kurtuazyjna prośba.
Ivor skinął głową i zatknął sekator za pas.
– Już idę, panie. Obaj przybędziemy do zamku najszybciej, jak się da.
Obraz w kuli zamglił się i znikł. Jareth obrócił kryształ jeszcze raz, potem pozwolił mu wirować przez chwilę na czubku wskazującego palca.
– Mam nadzieję, że jeszcze tu będę. – mruknął posępnie, odkładając kulę na stolik, tuż obok księgi zaklęć. Zamknął oczy. Nie mieściło mu się w głowie, że może umrzeć tak głupio i bezsensownie. Cała jego istota buntowała się przeciwko temu, chciał krzyczeć z wściekłości, a jeśli tego nie robił, to tylko z rozsądku. Musiał oszczędzać siły.
Drzwi sypialni skrzypnęły i do środka weszła Sara.
– Jest trochę zniszczeń, ale niewiele. – zaraportowała wesoło – Gobliny wzięły się już do roboty, by je naprawić. W życiu nie widziałam tyle uszczęśliwionych stworzeń w jednym miejscu.
Usiadła na łóżku obok Jaretha.
– A ty jak się czujesz?
– Tak sobie. – odparł – Saro, niedługo będziemy mieli gościa. Odwiedzi nas Merlin.
– Jaki Merlin?
– Druid, mag króla Artura.
– Chcesz powiedzieć, że go znasz?! On istnieje?!
– Jasne że tak. Mieszka w moim królestwie, odkąd uwolniłem go z zapieczętowanej jaskini. Zamknęła go tam jego własna adeptka. Pogrzebała żywcem, można powiedzieć. Spędził w zamknięciu chyba ze trzysta lat, póki przypadkiem nie trafiłem na jego grobowiec i nie zaciekawiła mnie wiążąca się z nim zagadka. Znalazłem sposób na przełamanie zaklęcia, choć kosztowało mnie to trochę pracy. Ale nie o to teraz chodzi.
Westchnął i mimo woli przycisnął dłoń do żeber.
– Znowu cię boli? – zaniepokoiła się Sara. Pokręcił głową.
– To nic. Posłuchaj, kiedy Merlin przyjedzie, przyprowadź go do mnie. Nie bój się o nic, jakoś to... będzie.
– Co będzie? Jareth, przerażasz mnie.
Dotknął jej ręki.
– To nic. Powtórz tylko Merlinowi, że....
Sara czekała przez chwilę, ale nie kończył.
- Że co? Jareth?
Nie odpowiadał. Nie otwierał oczu. Przerażona chwyciła go za rękę, ale wąska dłoń opadła bezwładnie.
– Jareth!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz