Zamyślenie

Zamyślenie
----

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 22: KOCHANKOWIE

- Na pewno chcesz wiedzieć? - spytał. Skinęła głową poważnie. Zacisnął na moment usta z wyraźnym wahaniem, nim wreszcie zdecydował się mówić.
- Ellerkon... przyszedł nocą do lochu, gdzie zostałem uwięziony i próbował mnie zgwałcić. Przerachował się. Nie miałem już dość mocy, by po prostu otworzyć loch, ale jeszcze wystarczająco dużo, by oślepić go na kilka minut. Wystarczyło. Nie zamknął za sobą drzwi, zdołałem więc umknąć.
Sara poczuła, jak opada jej szczęka.
- A to... Wiesz, teraz naprawdę mnie zaskoczyłeś.
Wzruszył ramionami.
- To już ci powiem, że nie zabił mnie od razu wcale mnie z powodu Labiryntu czy mojej komnaty tajemnic. I nie dlatego poddał mnie tym wszystkim torturom. Chciał mnie złamać i uczynić swym niewolnikiem. Ma ich całkiem sporo w Zamku Olch, ale chciał do kolekcji dorzucić jeszcze mnie. Dopiero to zadowoliłoby jego wynaturzone żądze.
Zamknął oczy. Wciąż czuł na skórze obrzydliwy dotyk Ellerkona i słyszał jego obleśne szepty, od których miał ochotę zwymiotować. Sara objęła go i przytuliła.
- Teraz rozumiem, czemu byłeś jak oszalały, gdy cię znaleźliśmy.- szepnęła mu do ucha.- I rozumiem, co chciałeś dla mnie poświęcić.
- Wybrałem wtedy okrężną drogę, żeby zmylić pościg. To był cudowny przypadek, że trafiliśmy na siebie, a może też instynktownie skierowałem się tam, skąd emanowała dodatkowa magia. Beetlejuice i Juno mają jej pod dostatkiem.
- A ja? - spytała przekornie. Uśmiechnął się i dotknął czule jej policzka.
- Ty dysponujesz magią zupełnie innego rodzaju. Jedyną, którą grać nie umieją ani Fae, ani demony.
Skończywszy opatrunek Sara poszła wreszcie zobaczyć, czy gobliny przygotowały kolację. Miała pewne wątpliwości, czy te stworzenia umieją dobrze gotować, ale było jej wszystko jedno. Chciała zjeść cokolwiek, była bardzo głodna. Ku jej zadowoleniu okazało się, że w kuchni czeka już półmisek pełen pieczonych przepiórek, waza z owocami i dzbanek dobrego wina.
- Zanieście to wszystko do sypialni. – poleciła – I przygotujcie teraz kąpiel dla mnie. A gdy to już zrobicie, pogońcie resztę, niech uprzątną martwe strzygi.
- Co z nimi zrobić, Lady? - spytał jeden ze służących. Skrzywiła się ze złością.
- Wrzućcie do Bagna! – parsknęła mściwie – Tam ich miejsce. Nawet gdy któraś będzie jeszcze żywa, ma tam wylądować.
Poczuła się nagle dość dziwnie. Stała tu i wydawała polecenia goblinom, jakby już była ich królową, a one słuchały jej bez szemrania. Widziały ją u boku ich króla w najtrudniejszej chwili jego życia, uznały więc, że tak już zostanie. Czy rzeczywiście? Nie wiedziała. Nie chciała jeszcze o tym decydować.
Gdy wróciła do sypialni, już z daleka słyszała dźwięk zupełnie nowej piosenki i uśmiechnęła się, wchodząc do sypialni. Król Goblinów siedział na parapecie otwartego okna, okryty jedynie zarzuconym niedbale rogiem zasłony. Jego mokre jeszcze po myciu włosy jaśniały, wysychając w powiewach nocnego wiatru. Sara przystanęła, wsłuchana w jego śpew.

Don't look back
Whatever it takes to save your life
I've believed I belonged to you for a long time
And my heart says no, no one but you

Like a rescue on a darkened street
Love walked into town
I, I, I was a victim of my own self-persecution
I'm a prisoner of love but I'm coming up for air

Now don't be fooled by fools who promise you
The world and all that glitters more fool you

I'm such a hungry man that I beg you
Over and over and over and over
I mi-mi-mi, I might take any highway
To be there with you

Even the best men shiver in their beds
I'm loving you above everything I have
I'm a prisoner of love, I'm a prisoner of love
Just stay square

Like a sermon on blues guitar
Love walked into town I was drowning so slowly
Wouldn't step in front of your shadow
I'm a prisoner of love but I'm coming up for air

Now don't be fooled by fools who promise you
The world and all that glitters more fool you

I smell the sickness sown in this city
It drives me to hide you, yeah, even deceive you
I'm so afraid for you that
I'll break any thug who maps out your passage to ruin

Even the best men shiver in their beds
I'm loving you above everything I have
I'm a prisoner of love, I'm a prisoner of love
Just stay square

Take care, take care
I'm a prisoner of love
Just stay square

Just stay square
Stay out of the school and get 'em
Just stay square
I've seen the best man of my generation

Lie down insanity, incriminatory, just stay square
Just stay square, just stay square
Don't look back, beautiful soul
Don't look back, beautiful soul

(tekst David Bowie, płyta "Tin Machine")

- Kolacja! - zawołała wesoło Sara. Jareth spojrzał na nią, uśmiechnął się i zeskoczył z parapetu. - I okryj się choć trochę, bezwstydniku!
Położył się do łóżka.
- Nie będę jadł. Nalej mi wina.
- Ślubowałeś pościć czy jak?
- Nie. Po prostu na razie nie mogę jeść. Uwierz mi na słowo, tak być musi, póki pewne sprawy nie ulegną całkowitej stabilizacji.
Sara podała mu puchar z winem, a sama zaczęła zachłannie jeść. Dopiero gdy zaspokoiła głód, poczuła, jak spływa na nią pełną falą zmęczenie.
- Pójdę się wykąpać. – oświadczyła, wstając ociężale od stołu – Gdzie mogłabym się potem położyć, żeby trochę odpocząć?
- Jak to gdzie? Ze mną. W tym zamku nie ma póki co innego łóżka. - Jareth uśmiechnął się przebiegle. Leżał oparty o poduszki i popijał wino, nie spuszczając oczu z dziewczyny.
- Ostatecznie czemu nie... – zawahała się – Potrzebowałabym jednak jakiejś piżamy.
Poruszył dłonią w powietrzu i na ręce Sary spadła nowa jak spod igły, jedwabna koszula haftowana w złote orchidee i takie też krótkie spodenki. Uśmiechnęła się w podzięce i poszła do łazienki. Gdy wyszła stamtąd po kwadransie, zobaczyła, że stół został już uprzątnięty, a zalewające dotąd sypialnię światło przygasło, stwarzając przytulny nastrój. Jareth leżał z zamkniętymi oczami, jego nagą pierś unosił lekki, spokojny oddech. Wyglądał teraz niewinnie i bezbronnie, jak chłopiec. Wydawało się, że śpi. Sara podeszła cicho i delikatnie odchyliła narzutę. Otworzył oczy i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Jesteś.
- Ano jestem. – burknęła, moszcząc się przy jego boku – Mam nadzieję, że cię nie szturchnęłam, jeśli tak, to niechcący. Sam kazałeś mi położyć się obok siebie.
Jareth otoczył ją ramieniem i niespodziewanie zachichotał. Jego druga dłoń zawędrowała bezczelnie pod piżamę dziewczyny.
– Wiesz, na co mam teraz ochotę?
– Domyślam się, zawsze na to samo. Nie trzeba być telepatą. Usiłowałeś mnie uwieść już wtedy, gdy miałam czternaście lat i byłam tu po raz pierwszy.
– Nie powiesz mi chyba, że ty tego nie chcesz.
– Jareth, zachowuj się! – Sara trzepnęła go żartobliwie po ręku – Przestań. Przecież jesteś cały obolały.
Objął ją mocniej i bez pytania ściągnął jej bluzę od piżamy przez głowę.
– Ból też może być przyjemny.- szepnął uwodzicielsko.
– Ty to naprawdę jesteś zboczony. Powinni cię leczyć.
Król Goblinów zamknął jej usta gorącym, pełnym pasji pocałunkiem.
– A zresztą...- wymruczała przyzwalająco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz