Zamyślenie

Zamyślenie
----

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 19: BITWA W MIEŚCIE GOBLINÓW

Ellerkon skinął wielkodusznie głową.
Król Goblinów spojrzał na milczącą Sarę. Jego włosy w świetle księżyca wydawały się białe, dwubarwne oczy świeciły niczym gwiazdy. Choć stał na szafocie ubrany jedynie w swoje ulubione obcisłe spodnie i długie buty, a jego skórę znaczyły ślady bezlitosnej chłosty, i tak pozostawał królewsko godny. Budził szacunek.
– Saro – powiedział – Musisz coś wiedzieć, zanim oboje umrzemy. Od początku cię okłamywałem.
Zgromadzony tłum zaszemrał, poruszony.
– Kocham cię, moja mała dziewczynko. Kochałem cię przez te wszystkie lata i nie przestałem ani na chwilę. Jeśli moja śmierć miałaby być ceną naszego powtórnego spotkania, to niczego nie żałuję, nie chcę tylko, żebyś tu ze mną ginęła. Nie mogę uratować twego brata i wiem, że pewnie nigdy mi tego nie wybaczysz, ale chyba mogę ocalić choć ciebie.
Spojrzał na Ellerkona.
- Zgadzam się na wszystko. Oddam ci swoją komnatę tajemnic i... - pobladł i przełknął coś z wysiłkiem – zostanę twym niewolnikiem, skoro tego chcesz, tylko odeślij Sarę bezpiecznie do jej świata. Nie krzywdź jej, jak to masz we zwyczaju, a ze mną... rób co ci się podoba.
Wokół zapadła cisza. Milczały gobliny, milczały strzygi i ich zdumiony władca. Dla nich to było niewiarygodne: w obliczu niechybnej śmierci Jareth odrzucał ostatnią rzecz, która jeszcze mu pozostała. Swoją dumę.
Wszystkie oczy zwróciły się teraz na tę, ku której kierował słowa miłości. Sara poczerwieniała, czując na sobie ich wzrok i opanowała ją wściekłość. Jak on śmiał wystawiać ją w takiej chwili na pośmiewisko? Jak odważył się pomyśleć, że ona po tchórzowsku zgodzi się na taki układ? Czy on jej w ogóle nie znał?!
Zrobiła krok do przodu i uniosła rękę, by wymierzyć Jarethowi siarczysty policzek. Wokoło nich świat wstrzymał oddech. Ręka dziewczyny zawisła na moment w powietrzu, potem jej twarz zmieniła nagle wyraz. Usta Sary zadrżały, oczy zaszkliły się i z gniewnym okrzykiem:
- Ty głupi ośle!
rzuciła się na szyję Króla. Objęli się i zatracili w pocałunku, zapominając gdzie są i nie dbając o to. Czas stanął dla nich w miejscu. Nawet Ellerkon zamarł, jakby ogłuszony tym widokiem.
A zaraz potem rozległ się potworny huk. Ziemia pękła, ze szczeliny wychynął ogromny piachorobal, na którym wierzchem siedział Beetlejuice.
– Yuppiyayey! Yuppiyayou!
Ghost riders in the sky! –
zaśpiewał fałszywie bioegzorcysta. Zgrabnie zeskoczył ze swego obrzydliwego rumaka, który natychmiast wrył się w ziemię po drugiej stronie szafotu, porywając po drodze kilka strzyg.
Beetlejuice wylądował za plecami Jaretha i Sary.
– Witajcie, kochankowie z Werony!- zaskrzeczał wesoło i chwycił oboje za ramiona – Tęskniliście za mną? Głowy w dół! Części niesforne też!
Rzucił ich na deski. W tym samym momencie niebo rozdarła mroczna błyskawica. Przez powstałą szczelinę wlała się gęsta ciemność, z której wyłonili się niespodziewani goście, dziwne istoty o twarzach jak papierowe maski i czarnych włosach, w których wiły się srebrne węże. Nie zwlekając ani chwili przybysze rzucili się na przerażone strzygi. Przewodził im czarny orzeł, którego dziób i pazury rozszarpywały ciała przeciwników równie łatwo jak kot gotowane jajko. W ułamku sekundy na rynku rozpętało się prawdziwe piekło.
– Pilnuj Sary! – krzyknął Jareth, podrywając się z desek.
– A ty dokąd? – zawołała dziewczyna – Nie jesteś teraz w formie do walki! Wracaj! B.J., co on robi?
– Poleciał ratować swych pokracznych poddanych, a jakże by? Kiedy strzygi biją się z demonami, nie ma zmiłuj dla postronnych świadków. Leż, nie wstawaj.
– A ty mnie nie obmacuj!
- Wybacz, trudno utrzymać ręce przy sobie, będąc tak blisko twego jakże apetycznego ciałka. Ajajaj!
B.J. rozpłaszczył się na szeroki parasol, osłaniając dziewczynę przed deszczem odłamków, które sypnęły się z murów. Przed oczami Sary migały kościste sylwetki strzyg i pełne ponurej gracji postacie demonów ze srebrnymi wężami, wplecionymi w czarne włosy. Powietrze dosłownie wyło, tak jakby wrzeszczało ze strachu przed niezwykłymi gośćmi, szafot trzeszczał niebezpiecznie, jakby miał się zawalić... a potem, w jednej sekundzie, wszystko umilkło. Sara uniosła głowę i krzyknęła ze strachu. Na deskach szafotu stał Ellerkon, rozwścieczony, i wyciągał po nią rękę. Nie dosięgnął jej jednak. Jareth znalazł się między nimi i z rozpaczliwą determinacją uderzył we Władcę Olch całą swoją mocą, skoncentrowaną w jedną kulę. Impet uderzenia odrzucił Ellerkona do tyłu, rozerwał jego płaszcz i osmalił włosy. Władca Olch z trudem wstał. Spojrzał na nadlatującego orła i jego twarz wykrzywił skurcz nie tyle złości, co przestrachu.
– To nie koniec, Królu Goblinów. Jeszcze się spotkamy.- warknął. Machnięciem ręki otworzył przejście, po czym zniknął w nim bez śladu
Jareth westchnął i osunął się bezsilnie na kolana. Jego rany znowu krwawiły, z trudem łapał oddech.
– Poukrywałeś swoje ukochane potworki? – zagadnął go Beetlejuice, przybierając normalną postać, tyle że dodatkowo wzbogaconą o cylinder, którym kręcił nonszalancko w powietrzu.
– Ktoś musiał to zrobić. Saro, nic ci nie jest?
– Jestem cała.
Uśmiechnął się z wysiłkiem. Odwzajemniła ten uśmiech, ale zaraz ponownie skuliła się ze strachu, bowiem na deskach wylądował teraz orzeł. Złożył skrzydła i przeistoczył się w czarno odzianego mężczyznę o antracytowych oczach i wspaniałej, potarganej grzywie granatowych włosów. Jego uroda, jednocześnie porażająca i bezlitosna w swej doskonałości, wstrząsnęła Sarą, kamienne spojrzenie dosłownie przykuło ją do miejsca. Pomyślała, że wie już, co czuje ptak zahipnotyzowany przez węża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz